Dla sosnowiczanina Waldemara Maliny podróże są prawdziwą pasją. Czy to na rowerze, czy to pieszo zwiedził już spory kawałek świata. W maju wyrusza w kolejną podróż. Tym razem celem jest Alaska i najwyższy szczyt Ameryki Północnej, czyli Denali. Jednym z partnerów jego wyprawy jest „Kurier Miejski”.
– Zawsze staram się podnosić sobie poprzeczkę. Znajduję coś trudnego, w czym będę mógł się sprawdzić – mówi o swoich wyprawach Waldemar Malina. – Każda wyprawa to ładowanie akumulatorów. Rodzina przyzwyczaiła się już, że jak siedzę w domu, to jestem gorszy niż gdy wyjeżdżam – śmieje się.
Sosnowiczanin przygodę z górami rozpoczął stosunkowo późno. Dopiero w wieku 45 lat zaliczył pierwsze zimowe wyjście w Tatry Zachodnie z Grzesiem (1653 m n.p.m.) i Rakoniem (1879 m n.p.m.) na czele. Spodobało mu się, bo… zimą w górach nie ma tłumów.
– Dziewięć lat od tego momentu zacząłem szukać kolejnych, coraz wyższych możliwości. Były Alpy, Pireneje, Kazbek czy Ararat – wylicza Waldemar Malina.
Jak mówi, niezależnie od kierunku i celu wyprawy kluczem jest zebranie sprawdzonej ekipy. Na Alaskę jedzie w składzie sześcioosobowej grupy – pięciu mężczyzn i jednej kobiety. Przygotowania wszyscy rozpoczęli jesienią ubiegłego roku. Trzeba było przede wszystkim zmieścić się w limicie wejść na szczyt, który wynosi 1500 miejsc rocznie na cały świat. Uczestników wyprawy czeka przelot z Frankfurtu na Alaskę. Na miejscu dokonają zakupów, spotkają się ze strażnikami, którzy przeprowadzą stosowne szkolenie, i wynajmą sanie, które zawiozą okołopięćdziesięciokilogramowy bagaż do miejsca wymarszu. Sami członkowie dotrą tam taksówką powietrzną. Mierzyć się będą z górą Denali, która jest najwyższym szczytem Ameryki Północnej i mierzy 6190 m n.p.m. Tym Czytelnikom, którzy pamiętają ze szkoły, że najwyższym szczytem Ameryki Północnej jest McKinley wyjaśnijmy, że chodzi o tę samą górę, w przypadku której federalne władze Stanów Zjednoczonych w 2016 roku zgodziły się na wniosek Alaski w sprawie przywrócenia jej pierwotnej nazwy.
Sześcioosobowa ekipa na wyprawę wyrusza 23 maja. Powrót do kraju planowany jest 15 czerwca. Waldemar Malina ma już jednak kolejne plany.
– Marzy mi się ośmiotysięcznik, ale to marzenie nierealne pod kątem finansowym. Być może w przyszłym roku uda się jednak wyjazd na jeden z chińskich 7,5-tysięczników – Muztagatę – mówi sosnowiczanin. – Myślałem również o wyprawie rowerowej na Tajwan, ale teraz to niepewny kierunek – dodaje.
Czy Waldemar Malina bardziej woli wyprawy piesze czy jednak rowerowe?
– Na wyprawie rowerowej jestem sam i to dla mnie też jest ważne tak samo jak kontakt z osobami spotykanymi po drodze. W górach tego nie ma. Trzeba jechać ekipą. Ale i to, i to ciągle mnie kręci – podsumowuje.