Relacja ze spotkania w Miejskim Domu Kultury “Maczki”
Dziennikarka, autorka piosenek, satyryczka, scenarzystka, blogerka… Kobieta wielu talentów, znana z ostrego języka, nie zgłębionego poczucia humoru, dystansu do siebie i własnych słabości, czyli Maria Czubaszek, była gościem Miejskiego Domy Kultury „Maczki”. Opowiadała o… sesji w „Playboyu”, najważniejszych mężczyznach w jej życiu, nałogu, dla którego warto żyć, ulubionych parówkach i dlaczego nie struga jeszcze patyków.
Powody do dumy…
Muszę przyznać, że w całym moim długim życiu jest tylko kilka rzeczy, z których jestem dumna. Trzy lata temu miałam sesję zdjęciową do „Playboya”. Wspominałam już, że czasem jestem gościem w programie „Drugie śniadanie mistrzów”, które prowadzi Marcin Meller. Wtedy był na czelnym „Playboya” i wówczas padła ta propozycja. Zadzwonił do mnie z redakcji młody człowiek i mówi mi, że chce ze mną przeprowadzić wywiad. Na to ja odpowiadam, że wiem przecież o czym pisze „Playboy” i z racji wieku to już raczej nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Zapewnił mnie jednak, że nie będziemy rozmawiać o seksie, ale o życiu. Z tego względu, że długo żyję i mam już sporo do powiedzenia, to się zgodziłam. Kiedy już rozmowa została przeprowadzona, a rozmawialiśmy między innymi o śmierci, zadzwonił do mnie fotograf. Powiedział, że przeczytał wywiad i zapytał mnie, czy się zgodzę, bo jak wiadomo, fotografowie mają zwykle oryginalne pomysły, żebyśmy zrobili sesję na… Powązkach. Mi się to całkiem podobało. Umówiliśmy się pod główną bramą prowadzącą na cmentarz. Późno, bo nastrój miał być ponury. Spotkaliśmy się i widzę, że on taką dużą paczkę trzyma. Pomyślałam sobie, może czekoladki mi przyniósł, kwiaty może. Widzę jednak, że on chce mi coś powiedzieć, ale tak jakby się peszył, więc postanowiłam mu po móc. Pytam: „Co to jest?”. „To ja pani pokażę, bo nie wiem, czy pani się na to zgodzi”. Pokazuje, a to był taki czarny foliowy worek na zamek. Jak kogoś przejedzie samochód, to właśnie taki worek jest potrzebny. „Ja sobie tak po myślałem”, mówi fotograf, „że pani się zapnie, ja trochę twarzy tylko pokażę, dymu papierosowego”. Mi się nawet ta koncepcja spodobała. Bo im mniej mnie widać, tym lepiej. Weszliśmy na cmentarz. „Niech pani spojrzy w lewo, teraz w prawo”, i tak w kółko. A ja w tym worku strasznie się spociłam. Od tego czasu, a zwykle to nie frasobliwie do tego pod chodziłam i nie koniecznie patrzyłam, czy światełko jest dobre na pasach, to od tego czasu, jak się w tym worku spociłam, kiedy w lecie wychodzę w Warszawie, to lekko się ubieram, bo jak mnie trzepnie jakiś samochód, to żeby się w tym worku zanadto nie spocić. Puenta tej historii jest taka, że podczas programu „Szkło kontaktowe”, zadzwonił widz i się pyta, czy Artur Andrus wie, że miałam sesję w „Playboyu”. Wiadomo, że z Arturem blisko współpracujemy. Artur odpowiada, że wie, przecież nawet to zdjęcie zamieścił w książce. Tomasz Sianecki, który z nim rozmawiał, stwierdził: „Ale przyzna pan, że pani Maria to rozkładówki w „Playboyu” nie miała”. Na to Ar tur z wrodzoną sobie inteligencją i dowcipem odpowiada: „Ale panie Tomaszu, rozkładówka na Powązkach to by się źle kojarzyła…”. Rozkładówki w „Playboyu” nie miałam, ale sesję tak i jestem z niej bardzo dumna.
Drugi powód do dumy i (nie) zgubne skutki Palenia
Jakieś trzy lata temu, raptem telefon, jakaś miła pani do mnie dzwoni i mówi, że co roku minister kultury i dziedzictwa narodowego, wówczas Bogdan Zdrojewski, przyznaje odznaczenia Gloria Victis. Byłam pewna, że te odznaczenie, to się po śmierci przyznaje. „Bardzo mi miło”, odpowiedziałam, ale ja jeszcze ledwo, ledwo, ale żyję. Zapisałam sobie jednak datę i pochwaliłam się Arturowi Andrusowi. On mi mówi, że ma pomysł, żeby to wykorzystać, ponieważ swego czasu wiele się mówiło o krzyżu na Krakowskim Przedmieściu. „Dzień przed tą uroczystością przyjedziesz do mnie do radia, na audycję w radiowej „Trójce”. Zrobimy audycję: „Maria Czubaszek przed krzyżem”, ale jak już dostaniesz odznaczenie, to tydzień później, zrobimy audycję „Maria Czubaszek po krzyżu”. Pomysł mi się spodobał. Dzień przed uroczystością, idę do Artura nagrać program. Dzwoni znowu telefon od tej miłej pani z ministerstwa, która mnie pyta: „Pani Mario, ale co się dzieje, dlaczego pani nie ma? Przecież my tu wszyscy czekamy. Pan minister czeka”. Krótko mówić, pomyliłam daty, bo właśnie tego dnia była ta uroczystość w ministerstwie. Radio to jednak prawie świętość, audycja była na żywo i nie można się w ostatniej chwili wycofać. Okazało się jednak, że jeszcze jedna osoba ma dostać to odznaczenie, ale ma teraz występ za granicą i być może uda się zorganizować spotkanie specjalnie dla nas. Rzeczywiście, zadzwoniła pani z ministerstwa na drugi dzień i okazało się, że za trzy dni odbędzie się wręczenie odznaczeń. Przed wejściem do ministerstwa wypaliłam sobie jeszcze papierosa. Wchodzę, gabinet piękny, a na dodatek, widzę, że jest ogród. Pan minister nas przywitał, wręczył odznaczenia, była lamka szampana, catering i zaczęliśmy gaworzyć. To znaczy pan minister do nas gaworzył, a myśmy kiwali głowami. Było bardzo przyjemnie. Do momentu kiedy raptem pan minister, patrząc na mnie, powiedział: „Pani Mario, czy nie pora wyprowadzić panią na ogródek?”. Ja wiem, co to znaczy wyprowadzić. Pan minister pomyślał sobie, że jestem starszą panią, pewnie więc podejrzewa…Trochę mi się głupio zrobiło, ale jak tu odmówić panu ministrowi? Ale okazało się, że pan minister, ludzki człowiek, znał mój nałóg i towarzyszył mi na papierosku. Sam minister nie pali. Uważam więc, że wypalenie papieroska przy niepalącym panu ministrze to było coś.
O ważnych mężczyznach w życiu
Tych ważnych mężczyzn jest właściwie trzech. Mój mąż, ten sam od 30 lat, Wojciech Karolak, Artur Andrus i Woody Allen. Z Arturem Andrusem bardzo się lubimy. To czysto zawodowa znajomość, a mój mąż, także go uwielbia. Wprawdzie już kiedyś ktoś mnie zapytał, czy nie przeszkadza mi ta różni ca wieku… Znamy się wiele lat z Andrusem i bardzo chętnie ze sobą współpracujemy. Trzecim mężczyzną, którego bardzo cenię, jest Woody Allen. Potrafi się śmiać sam z siebie i ma poczucie humoru. Zapytany kiedyś o to, czy boi się śmieci, odpowiedział: „Ja się śmierci w ogóle nie boję. Ale jak przyjdzie, to najlepiej, żeby mnie przy tym nie było”.
Kuchnia, usiana parówkami
Od trzydziestu lat jem parówki i serwuję regularnie mojemu mężowi. Myślałam więc, że mój mąż też się w nich
rozsmakował. Kiedy okazało się, że Artur Andrus będzie ze mną przeprowadzał wywiad rzekę, to sobie pomyślałam, że nie wypada mi gościa podejmować tymi parówkami, które ciągle jem. Obok mojego domu, jest taka hinduska knajpka i można na wynos zamówić dania. Kiedy Andrus do nas przychodził i jak był w domu Karolak, bo on często wyjeżdża, to zamawiałam dwa dania. Wreszcie kiedy już skończyliśmy z książką, skończyły się dania. Siedzi więc Karolak, dałam mu parówki, jak zwykle, nawet podgrzałam. Karolak tak siedzi i się rozmarzył. „Kiedy Artur do nas znowu przyjdzie?”, pyta. „Aż tak się za nim stęskniłeś?”, odpowiadam. I usłyszałam: „Bo przynajmniej jak on przychodził, to zawsze mi coś dobrego skapnęło…”.
Feministka w starym stylu
Niektórzy się dziwią, że przy swoich poglądach jestem feministką. Powiem jednak szczerze, że niektóre poglądy mnie denerwują. Jeśli mężczyzna powie kobiecie szczerze, że ładnie wygląda, to ja nie widzę w tym nic złe go. Feministki uważają, ze to dowód seksizmu i są prawie obrażone. Nie chodzi przecież o to, by za przeproszeniem,
mężczyzna klepnął kobietę po pupie, ale jeśli ten mężczyzna powie, że ta kobieta mu się podoba, to nie ma w tym nic obraźliwego.
Dlaczego jest telewizyjną gwiazdą
Dopiero jak zrobiłam się stara i moja uroda stała się coraz mniej nachalna, to zaczęli mnie zapraszać do telewizji. Czasem nawet myślę, że za często. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego. Powiedzmy sobie szczerze. Ja plotę różne głupoty i ludzie to lubią. Ktoś jak coś głupio powie, to ten drugi sobie pomyśli: „Ja na szczęście, taki głupi jednak nie jestem”. Ale przecież głupoty to nie tylko ja mówię. Nawet dużo ważniejsze ode mnie osoby potrafią palnąć dużo gorzej. Pamiętam, jak kiedyś pani Monika Olejnik zaprosiła do „Kropki nad i” panią posłankę, Nelly Rokitę. Rozmowa była między innymi na temat in vitro. W pewnym momencie pani Nelly powiedziała, że ona w ogóle nie wierzy w to, że jakaś kobieta może nie mieć dzieci. Ona sama ma córkę i ona wie, że jeżeli dwie osoby odmiennej płci, usiądą przy stole, zjedzą dobrą kolacyjkę, wypiją wino, to na pewno rano kobieta będzie w stanie
błogosławionym. Ja wprawdzie te rzeczy jak przez mgłę pamiętam, ale z tego co pamiętam, to jeszcze jakaś akcja powinna być. Widocznie nie tylko mnie to zastanowiło, ale i dziennikarzy. Jeden z dziennikarzy TVN 24 na drugi dzień ją dopadł i pyta, czy ona na prawdę uważa, że do ciąży wystarczy dobra kolacja, wino i sprawa załatwiona. Ona to potwierdziła i na dodatek przyznała, że jak kobieta ma 20 lat, wystarczy, że obok niej przemknie mężczyzna, to ona już jest w ciąży. I wtedy sobie pomyślałam, że to dobrze, że ja już nie mam 20 lat. Bo czasem nawet mój mąż Karolak, jeszcze obok mnie przemknie. Jeżeli to jednak nie przez te głupoty, które mówię w telewizji, mnie zapraszają, to może jednak coś innego musi być na rzeczy. Przypomniała mi się historia opowiada na przez Macieja Damięckiego, który był dawno temu zięciem znanego aktora, Adolfa Dymszy. Pan Dymsza był już taki dorosły jak ja teraz, ale występował jeszcze w Teatrze Syrena. Za kulisami wyjął z kieszeni scyzoryk i patyczek. I zaczął strugać ten patyczek. Strasznie zaintrygowało to pewnego człowieka, który zapytał wprost: „Mistrzu, ale dla czego pan struga ten patyczek?”. Wtedy mistrz mu odpowiedział: „Spójrz, jestem stary, jutro może mnie szlag trafić, założę się jednak o wszystkie klejnoty, że jeśli jutro mnie szlag trafi, to znajdzie się jakiś idiota i głupek, i powie: „A jeszcze wczoraj widziałem, jak patyczek strugał.”. Ja zapewniam, że patyczka jeszcze nie strugam, ale myślę, że w telewizji wiedzą, że to już mój ostatni moment, że jeszcze przyjdę, machnę łapką i coś powiem. Więc jeszcze można mnie zaprosić. Więc kiedy mnie trzepnie samochód i już mnie nie będzie, to powiedzą: „A jeszcze wczoraj u nas była i jeszcze coś mówiła”. Zapraszają mnie na mój ostatni moment.