Rozmawiamy z sosnowieckim pisarzem Przemysławem Żarskim, autorem powieści kryminalnych, ale nie tylko.
fot. Andrzej Grygiel
Znudził Ci się Sosnowiec? W Twojej najnowszej książce – „Pogorzelisku” nazwa naszego miasta pada raptem raz czy dwa razy. A może to potrzeba odpoczynku od sosnowieckich klimatów?
Rzeczywiście, jest wątek rozgrywający się w Sosnowcu, ale też nie każda moja opowieść będzie osadzona w tym mieście. Po serii z komisarzem Kreftem, gdzie Sosnowiec był jednym z bohaterów tej historii, chciałem odpocząć. Niekoniecznie od miasta, ale takiej formy opowieści, która jest mocno osadzona w miejscu i czasie. Akcja „Gabinetu luster” rozgrywa się na Opolszczyźnie. Kolejnym wyzwaniem twórczym było stworzenie przestrzeni od nowa i stąd wzięło się „Grzęzawisko” i „Pogorzelisko”, które zamyka ten cykl. To kwestia wyznaczania sobie nowych celów. Chciałem stworzyć tło dla powieści od zera. To ciekawe doświadczenie, ale przyznam szczerze, że tęsknię już za Sosnowcem i historia, nad którą teraz pracuję, będzie ponownie rozgrywać się w naszym mieście.
Czytając „Pogorzelisko” trudno jednak uciec w głowie od skojarzeń z konkretnymi miejscami w Sosnowcu czy w okolicy. To może kwestia poprzednich książek, może kwestia autora, a może po prostu nie da się od Sosnowca tak po prostu uciec?
Nie da się. Miałem trochę łatwiej, bo zabrałem ze sobą bohatera zapożyczonego z serii z Kreftem. Policjant Błażej Uryga został przeniesiony w to fikcyjne miejsce, ale wciąż ma związki z Sosnowcem, w końcu ma tam córkę i teściów. Rzeczywiście, gdy buduję jakieś przestrzenie, to z tyłu głowy wyobrażam sobie miejsca, które znam lub kojarzę. Nawet jeśli nie nazywam ich po imieniu, to jednak to rezonuje. W ten sposób buduję swoje historie. Uważam, że autor powinien jak najwięcej doświadczać; miejsc, ludzi, relacji, by być wiarygodnym w snuciu opowieści. Trudniej jest wbrew pozorom w przypadku prawdziwych miejsc i lokali, które odwiedzają bohaterowie. Gdy książka trafia do Czytelników niektórych już nie ma, inne działają pod zmienioną nazwą. Ocalam te miejsca w pamięci, a jeśli czytelnicy też w nich bywali, to jest to dla nich wycieczka sentymentalna.
Czy „Pogorzelisko” to kryminał? Mamy tu oczywiście kryminalną intrygę z zabójstwem, trupem i policjantami, którzy próbują znaleźć mordercę. Ale sporo tu też wątków podejmujących kwestie emocji i relacji międzyludzkich. A może to sposób na to, aby powieść wyróżniała się spośród wielu podobnych, które pojawiają się dziś na rynku?
Nigdy nie piszę swoich historii myśląc o marketingu, chcę, by zawsze prowadziła mnie opowieść, ale na pewno moim znakiem rozpoznawczym jest mocniejsze osadzenie bohaterów w emocjach i relacjach. Lubię to robić. Nie jest to typowa książka o policyjnych procedurach, gdzie mamy sprawcę i grupę śledczych, która go ściga. Nie chciałbym czytelnika tym przytłoczyć. Wiem, że kryminał to pojemna półka, w której mieści się wiele różnych szuflad. Słyszałem ostatnio określenie, które mi się spodobało – że moje historie przypominają dramat kryminalny. Faktycznie, jest u mnie sporo wątków dotyczących psychologii postaci i tego, jak na życie wpływają decyzje podjęte przed laty. Moi bohaterowie nie rodzą się tu i teraz, są mocno zakorzenieni w przeszłości i dzięki temu stają się wiarygodni. Te historie są zbudowane na bohaterach i tym, co do nich wnoszą. Chcę, by ścierali się z realnymi problemami i na nich wyrastali. Tak widzę kryminał i thriller. To nie tylko kryminalna rama, ale przede wszystkim dużo treści, którymi ją rozpycham.
Joanna Chmielewska w swoich książkach opisywała rodzinę i znajomych, Agatha Christie korzystała z wypraw swego drugiego męża archeologa, co miało odzwierciedlenie w jej twórczości. A czy ty portretujesz w książkach swoich bliskich i swoje otoczenie?
Nie, chociaż są osoby, które chciałyby się pojawić w moich historiach. Zawsze powtarzam, że nie ma takiego kalibru postaci, która by to udźwignęła. Staram się wymyślać bohaterów i nie inspirować się realnymi osobami. Chcę, by te postaci były zbiorem cech, a nie odbiciem konkretnych osób. Jestem dobrym obserwatorem. Wyłapuję pewne rzeczy u ludzi, słucham ich, patrzę jak się zachowują i staram się, by moim bohaterowie byli wiarygodni. Na tym mi najbardziej zależy. Z nazwiskami jest trudniej, bo trzeba trochę poszukać, żeby były chwytliwe i miały swój rytm. Postać zawsze ciągnie fabułę, więc muszę ją sam wykreować w głowie. Są postaci, które wędrują ze mną od powieści do powieści. Są też takie, które zostają schowane z tyłu głowy i nigdy nie wiem, czy do nich kiedyś wrócę.
Co po „Pogorzelisku”? Pracujesz nad kolejną powieścią?
Prace trwają, bo chciałbym, żeby książka ukazała się jesienią 2025 roku. Pierwotny plan nigdy nie jest tym, co Czytelnicy otrzymają na końcu, bo historia ewoluuje. Odkrywanie nowych rozwiązań jest w tym procesie najlepszym doświadczeniem. Nigdy nie jestem w stanie powiedzieć, dokąd ta ścieżka mnie zaprowadzi. W nowej historii będzie Sosnowiec, oczywiście w dwóch płaszczyznach czasowych. Będą też lata dziewięćdziesiąte, które wciąż są mało eksploatowane, jeśli chodzi o kulturę. Chcę do tego wrócić, pogrzebać trochę w źródłach, popytać znajomych o pewne rzeczy. Mam nadzieję, że kiedy książka się ukaże, będzie na tyle ciekawa, że pozwoli pospacerować w myślach po sosnowieckich ulicach zarówno dzisiaj, jak i przed laty, by zobaczyć jak miasto wyglądało kiedyś. Jaki miało klimat. I jak się zmieniło.
Był w poprzednich książkach Park Sielecki, Kazimierz Górniczy, Zagórze, kamienica przy Sobieskiego. A dokąd teraz los zaprowadzi Twoich bohaterów?
Na pewno chciałbym, by w tej opowieści pojawił się Klimontów, bo tam się wychowałem i chciałbym zamknąć w tej historii klimat dzielnicy z czasów, gdy sam dorastałem. Ciężko powiedzieć dokąd ta przygoda zaprowadzi moich bohaterów. Na pewno będzie też fragment, którego akcja rozgrywa się na Pogoni. Będę musiał się powłóczyć po mieście, przypomnieć sobie atmosferę tych miejsc. Pamiętam, że przy serii z Kreftem bardzo dużo jeździłem, nawet z córką, i dokumentowałem. To nieodzowny element pisania. Trzeba być w tych miejscach, poczuć je na własnej skórze.
Okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku to też moment, kiedy planujesz pisać, czy jednak będzie to moment na odpoczynek?
Dla mnie jesień i zima to najlepszy czas na pisanie. Jest szaro, buro i nie chce się wychodzić z domu. Idealne warunki, by skupić się na historii. Święta też, bo mam wtedy więcej czasu. Chcę przyspieszyć z pisaniem, by zdążyć z premierą na jesień. Nie jestem osobą celebrującą święta i rocznice, szybko się nudzę i wracam do swoich zajęć. Wigilię spędzam z rodziną, ale kolejne dni zamierzam poświęcić na pisanie. Mam nadzieję, że będę mógł domknąć kilka wątków. Pisanie jest moją pasją. Chciałbym to robić jak najdłużej i poświęcam każdą wolną chwilę na pracę nad tekstem.
Grzybowa czy barszczyk?
Grzybowa. Wolę ryby niż mięso, więc kulinarnie świąteczne potrawy trafiają w mój gust. Nie spędzam jednak czasu przy stole, więc mam pomysł, by wybrać się na długi spacer do miejsc, które znajdą się w fabule. Z notesem w dłoni, mówiąc sam do siebie, będę się snuł po okolicy. To część procesu pisania.