Dziś pierwsze skojarzenie z początkiem maja to odpoczynek, grill czy wyjazdy za miasto. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu obowiązkowym punktem były pochody pierwszomajowe, które chociaż kojarzą się z czasami PRL to swoje korzenie mają jeszcze w końcówce XIX wieku, gdy ziemie polskie znajdowały się jeszcze pod zaborami. W Sosnowcu, pierwsze obchody 1 Maja, zorganizowali w 1898 roku robotnicy pod wodzą Tomasza Arciszewskiego. Gdy w 1950 roku Święto Pracy zostawało oficjalnie dniem wolnym od pracy, o jego pierwszym organizatorze w Zagłębiu nie mówiono już oficjalnie, bo był premierem emigracyjnego rządu w Londynie.
– Towarzysz Arciszewski to dawny robotnik-tokarz z Huty Bankowej i Fitznera — jeden z wodzów nielegalnej PPS sprzed wojny, członek Wydziału Bojowego i późniejszego Pogotowia Bojowego. Człowiek zahartowany w bojach, postrach wszystkich stupajek carskich i szpicli, na którego głowę rząd carski wyznaczył wysoką nagrodę — 10,000 rubli. Tam, gdzie pojawił się towarzysz Arciszewski zaczynało się życie, kotłowało się. Klasa robotnicza czuła, że jest ktoś, kto czuwa nad jej potrzebami. Szpicli ogarniał paniczny strach — ginęli wśród huku bomb i kul browningowych – tak o Tomaszu Arciszewskim mówił w 1929 roku sosnowiecki działacz socjalistyczny Franciszek Kurek.
Dla zagłębiowskich pepeesowców Arciszewski był jedną z legend z początków socjalistycznego ruchu niepodległościowego jeszcze z czasów carskich. Nie był Zagłębiakiem, urodził się w 1877 roku pod Rawą Mazowiecką (ojciec, który zmarł gdy Arciszewski miał 11 lat był powstańcem styczniowym, a dziadek powstańcem listopadowym), potem pracował w Radomiu. Miał siedemnaście lat, gdy trafił do Sosnowca i podjął pracę w fabryce Fitznera-Gampera (późniejszy Fakop), gdzie docierają do niego idee socjalistyczne. Niedługo potem Arciszewski przenosi się do huty Katarzyna, a potem do zakładów na Niwce. Wszędzie organizuje strajki i zajmuje się działalności niepodległościową. Aż nadchodzi rok 1898. Wprowadzone przez II Międzynarodówkę na pamiątkę masakry robotników w Chicago Święto Pracy było już obchodzone na ziemiach polskich, ale jeszcze nie w Zagłębiu Dąbrowskim.
Do Sosnowca przyjechał z Warszawy Zbigniew Woszczyński. Arciszewski i Woszczyński na 1 maja 1898 roku wezwali robotników do przyjścia na Zgromadzenie Ludowe do Parku Sieleckiego. Tłum robotników nie mógł jednak wejść do parku, bo kordonem obstawili go powiadomieni uprzednio policjanci i żołnierze.
– Nie mogąc tam wejść, robotnicy uformowali pochód i ze śpiewem „Czerwonego“ ruszyli ulicami miasta na Pogoń w liczbie przeszło tysiąca osób. Na drzewach tego dnia zawieszono wiele czerwonych sztandarów z rewolucyjnemi napisami. Wspaniała ta manifestacja bardzo zaniepokoiła władze, zarządzono liczne aresztowania robotników, ale przeważnie na ślepo i bez żadnych dowodów – wspominali później uczestnicy pierwszych 1-majowych obchodów w Sosnowcu.
Wkrótce Tomasz Arciszewski musiał uciekać z Sosnowca za granicę. Wewnątrz PPS znalazł się prowokator współpracujący z carską policją. Aresztowano kilkanaście osób. Między innymi Woszczyńskiego skazano na cztery lata katorgi w Jakucku. Arciszewski wyjechał do Londynu i Bremy, ale już w 1900 roku powrócił do Zagłębia, gdzie razem z Józefem Mireckim, patronem jednej z sosnowieckich ulic, straconym osiem lat później w warszawskiej Cytadeli, miał odbudowywać sosnowiecką organizację PPS. Szybko jednak został aresztowany i osadzony w więzieniu. Kolejne lata to dalsza działalność niepodległościowa Arciszewskiego i kolejne pobyty w więzieniu. Zamachy, napady, przewożenie bibuły, strajki były dla niego codziennością.
Pewnego razu Arciszewski wyskoczył z środku nocy z mieszkania w koszuli nocnej, gdy zapukali do niego policjanci.
– Szybko zrywa się z łóżka i w samej tylko bieliźnie, z rewolwerem w ręku wyskakuje przez okno na podwórze, stąd zaś toruje sobie drogę na ulicę, ciągle strzelając do agentów Arciszewski chowa się jakiś czas w ruinach jakiegoś budynku fabrycznego, poczem boso i prawie nago udaje się pieszo w kierunku Będzina. Musi nieraz ukrywać się w rowach, by nie zwrócić na siebie uwagi nielicznych wprawdzie, ale bądź co bądź tu i ówdzie spotykanych przechodniów. Gdy Arciszewski znajduje się przed Będzinem, zaczyna już dnieć. Postanawia nie maszerować dalej, lecz wchodzi do jednego z bojowców, który mieszkał za miastem. Tu otrzymuje ubranie i buty, poczem udaje się do Ząbkowic, by ratować skład broni – wspominano.
Po odzyskaniu niepodległości Arciszewski był ministrem i posłem z okręgu sosnowieckiego. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne był też przewodniczącym Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. O jego zasługach z czasów carskich pamiętano w Sosnowcu. Od 1928 roku jest honorowym obywatelem naszego miasta.
Podczas II wojny światowej do 1944 roku Arciszewski przebywa w kraju, gdzie angażuje się w działalność konspiracyjnej PPS. Dwa tygodnie przed wybuchem powstania warszawskiego został przerzucony przez Kair do Londynu, gdzie został ministrem w rządzie Stanisława Mikołajczyka. Od listopada 1944 do lipca 1947 roku pełnił funkcję premiera. Krytycznie odnosił się do tworzącej się nowej władzy ludowej w Polsce i ingerencji weń ZSRR. Jako główny cel krytyki wzięła go na siebie krajowa propaganda komunistyczna. 5 lipca 1945 roku rząd 68-letniego wówczas Arciszewskiego stracił uznanie aliantów po powołaniu w Moskwie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Arciszewski pozostał w Londynie angażując się w działalność emigracyjnych struktur politycznych. Nie był już premierem, gdy 26 kwietnia 1950 roku komunistyczny Sejm uchwalił ustawę ustanawiającą 1 Maja dniem wolnym od pracy. Tego samego 1 Maja, którego obchodów jako młody działacz socjalistyczny był pionierem. Tomasz Arciszewski zmarł w 1955 roku w Londynie i tam został pochowany.