Trudno sobie wyobrazić dzisiaj ulicę Modrzejowską bez pań sprzedających obwarzanki. Jak się okazuje, handel tymi wypiekami na głównej ulicy Sosnowca ma wieloletnie tradycje. W okresie międzywojennym trudnił się tym między innymi sosnowiecki Żyd Jakub Moszkowicz. Gdy o dziwnym liście, który otrzymał w połowie lat trzydziestych, napisała prasa, jego praca stała się nagle sławny.
To powszechnie znany fakt, że Modrzejowska to jedna z najstarszych sosnowieckich ulic. Była jedną z pierwszych wytyczonych od nowo wybudowanego dworca kolejowego w kierunku mającego wówczas duże znaczenie Modrzejowa. Stąd wzięła się też i jej nazwa, która praktycznie nigdy nie była zmieniana. Przy Modrzejowskiej z czasem zamieszkała przede wszystkim ludność wyznania mojżeszowego. To sosnowieccy Żydzi wybudowali istniejące w dużej mierze do dzisiaj kamienice. Ale Jakub Moszkowicz o pomieszkiwaniu w jednej z nich mógł tylko pomarzyć.
Jedna z sosnowieckich ulic w latach 30. XX wieku, foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Była wiosna 1933 roku. W Niemczech władzę dopiero co objęli narodowi socjaliści i chociaż w prasie nie brakowało burzliwych relacji z pierwszych tygodni ich rządów, to nikt nie spodziewał się, co może z tego wyniknąć za kilka lat. W Polsce trwają przygotowania do Wielkanocy, a opinia publiczna emocjonuje się relacjami z procesu Rity Gorgonowej, oskarżonej o zamordowanie w podlwowskiej willi swej podopiecznej Lusi Zarembianki. W okolicy mnóstwo było biedy i bezrobocia, a kolejne kopalnie i huty zapowiadały redukcje zatrudnienia. Nie wszyscy mogli sobie pozwolić, by pójść do kina Miraż na pierwszy w pełni dźwiękowy polski film „Każdemu wolno kochać” z Adolfem Dymszą i Mirą Zimińską.
Moszkowicz był przedstawicielem żydowskiej biedoty. Nie był rodowitym sosnowiczaninem. Pochodził z Sulmierzyc koło Piotrkowa Trybunalskiego (dzisiaj w powiecie pajęczańskim). W stolicy Zagłębia Dąbrowskiego mieszkał w kamienicy przy ul. Pańskiej 12. Pańska to stara sosnowiecka ulica, której nazwę w czasach PRL-u zmieniono na Rozwojową. Domy, choć tak naprawdę już rudery, stały tu jeszcze stosunkowo niedawno, ale zostały wyburzone. Był wśród nich i ten z numerem dwunastym przy bramie, w którym pomieszkiwał handlarz obwarzankami. Ludność żydowska w tym rejonie dominowała aż do wywózki w 1942 roku.
Moszkowicz sprzedawał obwarzanki na rogu Modrzejowskiej i Dekerta
Moszkowicz codziennie zabierał obwarzanki na róg Modrzejowskiej i Dekerta, gdzie sprzedawał je mieszkańcom Sosnowca. Lokalizacja była bardzo dobra, bo Modrzejowska była wtedy główną ulicą handlową, a na Dekerta mieściła się przecież sosnowiecka synagoga spalona przez Niemców we wrześniu 1939 roku. Miejsce to dość dobrze pokazuje też kontrasty wśród sosnowieckich żydów. Ubogi sprzedawca obwarzanek stawał bowiem przed bogatą kamienicą przy ul. Modrzejowskiej 27 należącą – jak podają autorzy „Przewodnika po żydowskim dziedzictwie Sosnowca” – do rodziny Fiszhaufów, w której mieściła się m.in. redakcja pierwszej legalnej sosnowieckiej gazety – „Przemysłowo-Handlowego Kuriera Sosnowieckiego”.
Sporym zaskoczeniem był dla Moszkowicza list, który otrzymał z… Konsulatu Polskiego w Chicago. Znajdowała się w nim informacja, że niejaka Dwojra Chorowicz, która przed wielu laty wyemigrowała za ocean i wyszła za mąż za fabrykanta samochodów niedawno zmarła i pozostawia sprzedawcy obwarzanek w spadku 30 milionów dolarów! Historia wydawała się dość nieprawdopodobna, ale czy niemożliwa? Wszak na przełomie XIX i XX wieku wielu młodych ludzi, niezależnie od wyznania czy narodowości, szukało szczęścia na drugim kontynencie uciekając od biedy i braku perspektyw zmiany tej sytuacji. Czyż w biednej żydowskiej rodzinie w Warszawie nie urodził się Samuel Goldwyn, który założył potem słynną wytwórnię filmową Metro Goldwyn Mayer? Takich historii w tamtych latach, chociaż może nie dotyczących tak wielkich karier, ale znacznie polepszających swój byt, było w tamtym czasie wiele.
Informacja o liście do Moszkowicza szybko trafiła do prasy. Zamieścił ją m.in. poczytny „Expres Zagłębia”, w którym można było przeczytać, w jakim sposób handlarz obwarzankami dowiedział się o liście. Moszkowicz otrzymał wezwanie do sosnowieckiego magistratu. Do urzędników jednak się nie udawał obawiając się, że to w sprawie… grzywny, gdyż swój interes ze sprzedażą okrągłych wypieków prowadził nielegalnie. Dopiero po pewnym czasie odwiedził urząd, gdzie dowiedział się, że jest spadkobiercą wspomnianej Dwojry Chorowiczowej. Informacja dotarła do niego z opóźnieniem, bo najpierw list z Ameryki najpierw wysłano do Sulmierzyc. Jak widać, nie tylko w kwestii obwarzanków Moskowicz nie raczył informować urzędników.
Wzmianka w prasie zrobiła Moszkowiczowi wielką reklamę. Oddajmy głos redaktorom „Expresu Zagłębia”: „Moszkowicz, wystający zazwyczaj ze swoim koszem z obwarzankami na rogu ul. Dekierta (pis.oryg. – red.), stał się przedmiotem ogólnego zainteresowania. Ludzie oglądają go na wszystkie strony, wdają się z nim w rozmowy, zapytują się co zrobi z tak olbrzymią fortuną. Moszkowicz z filozoficznym spokojem odpowiada na wszystkie pytania, sceptycznym uśmieszkiem pokrywając niedomówienia.”
Gazeta poprosiła też o komentarz mecenasa Adama Pawełka, który rzekomo miał się zajmować majątkowymi sprawami Jakuba Moskowicza. Pawełek był jednym z najwybitniejszych prawników Zagłębia Dąbrowskiego w okresie międzywojennym, a w latach 1925-1930 również przewodniczącym Rady Miejskiej. Moskowicz był u niego pokazując mu list z Chicago, ale na tym się skończyło. I mimo wielu pytań („Telefonowano do mnie nawet z Równego” – mówił dziennikarzom) Pawełek podkreślał, że nie zajmuje się finansowymi sprawami Moskowicza.
I tu niestety historia się kończy. W prasie trudno znaleźć ciąg dalszy tej historii i informację, czy pokaźny spadek rzeczywiście trafił do sprzedawcy obwarzanek z ulicy Pańskiej. Czy otrzymał te pieniądze i polepszył swój los w Sosnowcu, a może w ślad za nimi ruszył za ocean? A może epilogiem są powojenne już wnioski o uznanie za zmarłych, które zachowały się w archiwum sosnowieckiego sądu. Jeden z nich dotyczy Jakuba Moszkowicza urodzonego w 1904 roku, co prawda nie w Sulmierzycach, ale w Skalbmierzu. Drugi jednak mówi o Moszkowiczu bez podania roku urodzenia, a złożył go zapewne jeden z jego krewnych Pinkus Moszkowicz. Czy któryś z nich to spadkobierca Dwojry Chorowiczowej? Jeśli tak, to oznaczałoby to, że w czasie wojny podzielił los prawie wszystkich żydowskich mieszkańców Sosnowca. A może jednak pieniądze, jeśli faktycznie do niego trafiły, pozwoliły mu uciec przed hitlerowskimi mordami? Odpowiedzi na to pytanie chyba już nie poznamy.