Jak przed laty w Zagłębiu Dąbrowskim wyglądały przygotowania do świąt Wielkiej Nocy?
Jeszcze na początku ubiegłego wieku mieszkańcy Zagłębia Dąbrowskiego cały wielki tydzień przeznaczali na przygotowanie do świąt wielkanocnych. Dom i zabudowania gospodarcze należało gruntownie posprzątać do czwartku, ponieważ od Wielkiego Czwartku rozpoczyna się Triduum Paschalne. Kilka ostatnich dni poprzedzających Wielkanoc przeznaczano na przyrządzanie świątecznych potraw. Gospodynie wypiekały chleb wielkanocny, baby, mazurki, przygotowywały mięsa, szynki oraz barwiły i zdobiły jaja. Po czwartkowej porannej mszy świętej miało miejsce tak zwane zawiązanie dzwonów i od tego momentu dźwięk dzwonów zastępowano kołatkami. Warto pamiętać, że nasza obrzędowość wpisana jest w pory roku. Wielkanoc przypada na wiosnę i choć w różnym czasie, to jednak zawsze jest to okres wiosenny, kiedy wszystko budzi się do życia. Wierzymy, że Pan Jezus zwyciężył śmierć i zmartwychwstał. Przygotowujemy do świąt nie tylko naszą duszę, ale także nasze ciało. Przed Wielkanocą mamy przecież okres Wielkiego Postu, trwającego 40 dni. Przed wiekami rygorystycznie przestrzegano zasad, związanych z postem. Ponadto ówcześnie większość ludzi nie spożywała mięsa ze względu na jego niską dostępność i wysoką cenę. Święta przypadały na okres przednówka, czyli czas, kiedy nasze zapasy przygotowane na zimę, były już na wyczerpaniu. Kwestia dostępności wielu produktów była znikoma. Zatem te dni postne i okres oczekiwania na zmartwychwstanie Jezusa miały nam niejako nagradzać suto zastawiony stół wielkanocny, na którym znajdował się ogrom kiełbas, szynek, wędlin, przepięknych wypieków, bab wielkanocnych oraz różnego rodzaju mazurków.
W Wielką Sobotę udajemy się do kościoła, by poświęcić nasze koszyki z jedzeniem. Co dawniej znajdowało się w koszyku, a co dziś składa się na święconkę?
Wielka Sobota to dzień święcenia pokarmów, refleksji, zadumy i spowiedzi. Nam ten dzień kojarzy się z tym, że idziemy do kościoła z koszyczkami. Natomiast przed wiekami wyglądało to inaczej, ponieważ ludzie zbierali się w jakimś konkretnym miejscu w danej miejscowości, przy krzyżu, przy dworze, czy na rynku. Do takich miejsc przyjeżdżał lub przychodził ksiądz, by poświęcić pokarmy. Teraz niezależnie od tego, gdzie mieszkamy, to my idziemy do kościoła z koszyczkami. Dawniej nie były to koszyczki, ale okazałe koszyki ze święconką. Często zamiast koszyków ludzie przynosili jedzenie w chustach czy prześcieradłach, ponieważ zabierali ze sobą wszystkie potrawy, które przygotowali na święta. W pewnym momencie panowało nawet przekonanie, że ksiądz powinien poświęcić wszystkie pokarmy przygotowane na święta z tego właśnie względu, by nam to jedzenie nie zaszkodziło, ponieważ w święta jedliśmy zdecydowanie więcej niż jeszcze kilka dni wcześniej. Dlatego też stoły, na których gromadzono pokarmy do święcenia, były całe zastawione. W XIX wieku w Zagłębiu Dąbrowskim w skład święconego wchodziły: szynka, kiełbasa, cielęcina wędzona, jaja, ser, chrzan, placki, pieprz i sól. Dziś święconka składa się z jaj, szynki, kiełbasy, kromki chleba, masła, soli, pieprzu, chrzanu oraz ciasta. Chleb symbolizował błogosławieństwo i pomyślność, sól – oczyszczenie od zepsucia, a niewinny baranek – Jezusa. Wędlina to symbol dostatku i dobrobytu, ponieważ była rarytasem. Chrzan to symbol siły i krzepy fizycznej, a masło uchodziło za symbol zdrowia i nazywane było również słodyczą Wielkanocy. Niezwykle ważne były jajka, ponieważ oznaczały odradzające się życie. Dużą wagę przywiązywano do zdobienia jaj. Teraz my wszystkie kolorowe jajka, bez względu na technikę ich wykonania, nazywamy pisankami, ale jeżeli chodzi o pisankę, to na taką nazwę „zasługiwało” jajko, które było wykonane techniką batiku, a więc techniką gorącego wosku. Natomiast kolorowe jaja to były kraszanki. Jajka, które miały wydrapany wzór, nosiły nazwę drapanek, zaś jajka całkowicie gładkie, które miały tylko jeden kolor, nazywane były byczkami. Nazewnictwo było zatem bardzo bogate, a same jaja, wykonane w tych technikach – przepiękne. Obecnie jednym z najbardziej tradycyjnych sposobów na uzyskanie koloru jest ugotowanie jaj w łupinach z cebuli. Natomiast również przed wiekami ludzie mieli swoje sposoby, by jaja były przepiękne i kolorowe. Czarny kolor można było uzyskać przez wywar z kory dębowej czy olchowej. Łupiny z orzecha włoskiego również mogły zabarwić jaja na ciemny kolor. Kolor zielony otrzymywaliśmy przez użycie szpinaku, pędów zbóż czy określonych rodzajów traw. Na fioletowo zazwyczaj farbowały kwiaty makowe, a różowy kolor uzyskiwano z soku z buraka.
Skąd wziął się zwyczaj kolorowania i zdobienia jaj?
Jedna z dawnych legend mówi, że Maria Magdalena, kiedy szła do Piłata, by błagać o uwolnienie Jezusa, zaniosła mu w koszyku pomalowane na czerwono jaja. Inna z legend głosiła, że po zmartwychwstaniu Jezusa wszystkie jaja zabarwiły się na kolor czerwony. Ze względu na to, że to legendy, nie wiadomo, czy są prawdziwe.
Najważniejszym dniem świąt jest niedziela wielkanocna i nie zmienia się to od wieków…
O godzinie 6.00 rano w kościele odbywa się uroczysta msza święta, zwana rezurekcyjną, od słowa łacińskiego resurrectio – zmartwychwstanie, po której domownicy wracają do domu. Warto dodać, że 25 kwietnia w Czeladzi jeszcze w latach siedemdziesiątych XX wieku praktykowano procesyjny obchód wiernych w kilkugodzinnej procesji ze sztandarami wokół pól uprawnych. Mieszkańcy modlili się o urodzaj oraz ochronę przed klęskami i plagami. Najczęściej przy kapliczkach i krzyżach zakopywano kartki z fragmentami Ewangelii. Zabieg ten miał na celu uchronić pola i zagwarantować obfite plony. Wracając do wielkanocnego śniadania, to było i wciąż pozostaje bardzo uroczyste. Musimy podzielić się święconką, czyli wszystko, co poświęciliśmy w kościele, w zależności od liczby domowników, dzielimy na małe kawałeczki, tak, żeby każdy mógł spróbował święconki. Kiedyś też uważano, że domownik powinien spróbować każdej rzeczy z koszyka. Na stole królują różnego rodzaju mięsiwa, szynki, wędzone kiełbasy, przepiękne babki wielkanocne, mazurki, sałatki, żurek lub barszcz biały. Dawniej to tych bab przywiązywano wielką wagę. Powinny być duże, okazałe i wizualnie piękne. Wypieki w dużej mierze zależały od umiejętności gospodyni. Baby wielkanocne pieczono według sprawdzonych, skomplikowanych receptur. Majętniejsze gospodynie moczyły w spirytusie szafran, dodawały aromatyczne korzenie oraz bakalie, głównie rodzynki i migdały, a także skórkę otartą z cytryny i smażoną skórkę pomarańczową. Ciasto z jaj, mąki, masła i drożdży wyrabiano długo i starannie, a potem pozostawiano do wyrośnięcia przez kolejne godziny, w łóżkach pod puchowym pierzynami i poduchami.
Lany poniedziałek wciąż jest Mokrym Poniedziałkiem, choć dzisiaj oblewamy się wodą raczej symboliczne…
W Zagłębiu Dąbrowskim drugi dzień Świąt Wielkanocnych nazywany jest Lanym Poniedziałkiem, Mokrem Poniedziałkiem i Śmigusem, ale bardzo rzadko lub wcale Dyngusem, w przeciwieństwie do innych części kraju. Do polewania wodą używano różnych naczyń, począwszy od wiaderek, butelek czy drewnianych sikawek. Zdarzało się, że dziewczyna była wrzucana do pobliskiej wody, rzeczki lub stawu. Jednak żadna z pokrzywdzonych się nie obrażała, gdyż oblewanie wodą świadczyło o jej powodzeniu i przepowiadało rychłe zamążpójście. Dziś to polewanie wodą odbywa się tylko w poniedziałek, a dawniej trwało nawet kilka dni. Jednak i dzisiaj panie się zwykle nie obrażają i nawet liczą na to, że Mokry Poniedziałek przyniesie im szczęście i pomyślność.
Rozmawiała: Sylwia Turzańska