Grupa Horrorshow to jedna z muzycznych legend Sosnowca i Zagłębia Dąbrowskiego. Każdy zna piosenkę „Na zawsze Zagłębie”, którą można usłyszeć na meczach sosnowieckich piłkarzy i hokeistów, ale wielu pamięta też inne kawałki nagrane w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. W sobotę 20 sierpnia grupa Horrorshow zagra w Komin Music Club w Sosnowcu. Kilka dni wcześniej o Horrorshow sprzed lat udało nam się porozmawiać z liderem grupy Bananem.
Od waszej największej aktywności minęło dwadzieścia kilka lat. To chyba sympatyczna sytuacja, że po tylu latach ludzie pamiętają Was i kawałki, które wtedy nagraliście?
Sympatyczne jest to, że się spotkaliśmy. Nie wszystkie zespoły z tamtych czasów jeszcze grają, więc można się cieszyć, że należymy do takiej grupy. Gra Skankan, gra Ziggie Piggie. Tak, to sympatyczne. Wracając do nas, to cud, że gramy. A gramy na razie tak naprawdę covery Horrorshow (śmiech).
Jak po latach wspominasz wasze początki?
To najlepsze lata dziewięćdziesiąte. Wszystko było super. W pięciu jechaliśmy w maluchu z piecami na kolanach i gitarami między nogami. Dzisiaj zastanawiam się jak to było możliwe. Graliśmy pod nosem komendy policji. Zebrała się akurat odpowiednia grupa ludzi, byliśmy po prostu skazani na siebie samych. Skankan zaczął grać przed nami i podążyliśmy ich drogą. W nagrywaniu pierwszej płyty w Czeskim Cieszynie brali udział Stecyk i Binkwa, którzy grali wtedy w Skankanie. Trafiliśmy wtedy na realizatora dźwięku Marka Czerwenkę. Był metalowcem i na pierwszej płycie można to usłyszeć. Nawet brzmi to lepiej niż graliśmy. W miejsce Stecyka i Binkwy, którzy byli zajęci przy Skankanie, przyszli inni goście, którzy chcieli w to wejść i to są ci sami goście do tej pory. I tak to się od 1995 roku toczy.
Z tych kawałków, które wtedy powstały do któregoś masz jakiś szczególny sentyment?
W 1997 roku nagraliśmy te same kawałki, a do tego kilka nowych. Też w Czeskim Cieszynie, chociaż to studio było już gdzie indziej – wcześniej w podziemiach teatru, a później nad knajpą, co było dla nas dość zgubne, zwłaszcza, że do studia trzeba przejść przez knajpę ze Szwejkowym klimatem (śmiech). Jak słucham teraz tych piosenek, to zastanawiam się jak mogliśmy tak szybko grać. Może to realizator przyspieszył kasetę? Graliśmy to bardzo szybko, a teraz trochę wolniej. Jakoś mało nam się spieszy. Ale mam sentyment do tych piosenek.
A odbiór na koncertach jest taki sam?
Nie lubię szczególarzy. Kiedyś przyszedł do mnie po koncercie facet i mówi, że wszystko fajnie, tylko w jednym kawałku zaśpiewałem dwa razy tę samą zwrotkę. Ale przychodzą też ludzie, którzy na przykład o kawałku „Niewiele trzeba nam”, którzy mówią, że to hit. Zdarzają się więc miłe rzeczy. Mam znajomych, którzy przyszli niedawno na nasz koncert, bo nigdy nas nie widzieli, ale jak wyszła pierwsza kaseta, to słuchali jej cały czas i cały czas byli ciekawi tego, jak wyglądamy. Chodziło też o image. I ci ludzie stwierdzili, że zderzenie z rzeczywistością pokryło wszystko, co sobie wyobrażali. Są goście jak z katalogu. Wszyscy są łysi, teraz już raczej naturalnie, ale dawniej wszyscy się tak strzygliśmy. No tak, nosiliśmy takie same włosy, słuchaliśmy tej samej muzyki. Ja słuchając i patrząc na kapelę lubię szczerość i autentyczność. My na koncercie nie uciekamy za scenę tylko każdy może podejść, pogadać i powiedzieć, że był dramat, zapomnieliśmy tekstu, albo że dwa razy była ta sama zwrotka, a on dał 10 złotych za bilet (śmiech). To nawet lepiej, gdy można z kimś pogadać i usłyszeć jakąś opinię. Miło jak ludzie chcą sobie zrobić z nami zdjęcie. Ja też mam zdjęcie z Cock Sparrerami i oni też, wielkie gwiazdy, ale jak do nich podchodzisz i chcesz pogadać to żaden problem.
Nie ma Horrorshow bez piosenek o Zagłębiu Sosnowiec, które chyba zapewniły Wam nieśmiertelność, bo niezależnie od tego jak na przestrzeni lat zmienia się popularność różnych gatunków muzycznych, to one wciąż są grane i wciąż powoduje pozytywne emocje wśród kibiców.
Tak wyszło. Jesteśmy lokalnymi patriotami, więc nie było innego wejścia. Chodziło się też na piłkę i na hokej. Za łebka, jak ktoś mieszkał koło Zimowego, to szedł na nabór na hokeistów, a jak mieszkał koło Stadionu Ludowego to zostawał piłkarzem. Teraz jest miło, że nasze piosenki grają na Zagłębiu. „Na zawsze Zagłębie” nagraliśmy w 2003 roku. Tak naprawdę nikt się tym nie interesował i nie chciał tego wydać. Mieliśmy nagranych sześć kawałków. Nie wiedzieliśmy, gdzie się z tym zwrócić. Może ludzie też mieli inne problemy, dużo osób wyjeżdżało za granicę. Ja sam przyjechałem wtedy z Londynu. Zagraliśmy nawet koncert na osiedlu Piastów tam, gdzie teraz jest Żabka. A to była nasza knajpa, mówiliśmy na nią Clinton albo Biały Domek. Ponieważ na osiedlu wszyscy się znali, wiedzieliśmy, że w Zagłębiu działa Piotrek Caliński (późniejszy kierownik drużyny – red.). Dałem mu kopię tego nagrania. Mówię: „Znasz tych ludzi, takie badziewie tam puszczają, może puściliby coś takiego”. Zaczęli to puszczać i tak już zostało. Było też „Jesteśmy z Sosnowca”, „Zawsze wierni” czy ta najnowsza „Zagłębie to my”. Cóż, po prostu lokalny patriotyzm. To była też jedna z pierwszych piosenek kibicowskich w Polsce.
Ten lokalny patriotyzm to też lokalna scena muzyczna. Mówiłeś o Skankanie, Ziggie Piggie czy Konopiansach. Znacie się i wzajemnie się mobilizujecie i to powoduje, że ta zagłębiowska scena jest silniejsza i znana?
W 2018 roku nagraliśmy dwa kawałki. Nie mieliśmy wtedy gdzie ćwiczyć. Inne zespoły pożyczyły nam wtedy swoją salę. Teraz mamy Energetyczne Centrum Kultury, gdzie wcześniej było Technikum Energetyczne, którego jestem absolwentem i nigdy bym nie przypuszczał, że kiedyś tam będę z przyjemnością chodził z gitarą. Owszem, zagrałem kiedyś tam próbę na auli technikum jak jeszcze przed Horrorshow próbowałem z jakimś zespołem, ale potem widziałem jak stał ten budynek pusty i nie wierzyłem, że coś takiego z tego powstanie. To śmieszna historia, bo chodziłem tam z teczką i na warsztaty, a teraz tam, gdzie stały tokarki i różne sprzęty do obróbki mechanicznej, są teraz sprzęty do grania. Nie widzę tego, że jesteśmy dla kogoś idolami, ale może rzeczywiście jest jakaś muzyczna więź. Próbujemy w sali, gdzie próbują inni, gramy na perkusji Stecyka. Poszliśmy wyżej, gdzie próbę miało Bistro Boys i mówią, że jak coś, to u nich możemy grać. Ale udało się załatwić klucze do innej sali. Dla mnie to sala matematyczna, a teraz okazuje się, że można tam grać. Nie chcę uogólniać. Może w innych miastach między zespołami jest jakaś zawiść. My mamy to gdzieś. Gramy tak jak gramy, jak umiemy. Nie jesteśmy wirtuozami i nie mamy zamiaru robić kariery. Zobaczymy jak będzie na koncertach.
Koncert Horrorshow odbędzie się w sobotę 20 sierpnia o godz. 20 w Komin Music Cafe w Sosnowcu (ul. Będzińska 65, budynek Energetycznego Centrum Kultury). Razem z Horrorshow zagra inna sosnowiecka grupa Bistro Boys. Bilety w cenie 40/50 zł.