Wiele emocji i negatywnych komentarzy wywołał podręcznik do nowego przedmiotu dla licealistów historia i teraźniejszość autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Historia i teraźniejszość ma zastąpić popularny wos, czyli wiedzę o społeczeństwie. Początek nowego roku szkolnego już za kilka dni, a wielu nauczycieli deklaruje, że z podręcznika korzystać nie będzie, chociaż to jedyna dopuszczona przez Ministerstwo Edukacji Narodowej książka do nowych zajęć.
Krytyka podręcznika dotyczy między innymi popularnych w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych nurtów społecznych i muzycznych. Dostało się również metodzie in vitro, dzięki której wiele par nie mogących w sposób naturalny mieć dzieci, mogło zostać rodzicami. W podręczniku można przeczytać m.in., że korzystanie z niej to produkcja lub hodowla ludzi.
– Książki są po to, żeby rozgorzała dyskusja i nie zatrzymywać się w głównym nurcie, a dyskutować. Gdybym był nauczycielem w sosnowieckich szkołach, nigdy bym tej książki nie wykorzystał do edukacji. Nie zgadzam się z tym, żeby piętnować muzykę Beatlesów czy piętnować inne grupy. Nie mnie oceniać, czy były dobre, czy złe, ale każde pokolenie ma swój czas. Nie można też mówić, że ostoją demokracji jest Donald Trump i można by tak długo, długo wymieniać – ocenia prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński.
W Sosnowcu od 2016 roku funkcjonuje miejski program leczenia niepłodności metodą in vitro. Miasto przez te wszystkie lata wydało na ten cel już 1,6 miliona złotych. Wśród tych, którzy skorzystali z programu jest rodzina Anety Kamińskiej. Pani Aneta z małżonkiem oczekują teraz na narodziny Stasia.
– Jestem pozytywnie zaskoczona i dziękuję Bogu, że jest taki program jak in vitro, bo dzięki temu spełniliśmy z mężem swoje marzenie. Długo się staraliśmy o dziecko, ale nie wychodziło, więc zdecydowaliśmy się na taki krok – mówi pani Aneta, która jest oburzona sposobem, w jaki metodę in vitro opisano w książce prof. Roszkowskiego.
– Nie powinno się to w ogóle znaleźć w książce. Dla mnie in vitro to nie jest nic wstydliwego ani złego. To po prostu spełnienie marzeń rodziców, którzy nie mogą naturalnie począć dziecka. Mam nadzieję, że nauczyciele przedstawią to w odpowiedni sposób – podkreśla. – Program in vitro nie należy do najtańszych i nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić, natomiast dzięki wsparciu miasta jest taka możliwość. O in vitro czytałam już wcześniej na stronie kliniki, w której leczyłam się z mężem, natomiast ze względu na to, że było drogo, nie mogliśmy się na to zdecydować, a jeśli chodzi o dofinansowanie z miasta, to zobaczyłam informację na Facebooku. Złożyliśmy wniosek i się udało – dodaje.
Od początku finansowania przez miasto programu leczenia niepłodności metodą in vitro Sosnowiec zyskał dzięki niej trzydziestu nowych małych obywateli. Na szczęśliwe rozwiązanie oczekują kolejne pary.