120 lat temu Sosnowiec – wtedy jeszcze jako Sosnowice – uzyskał prawa miejskie. Z tej okazji zapraszam Państwa do zapoznania się z okolicznościami, które poprzedziły to ważne historyczne wydarzenie.
Już w latach osiemdziesiątych XIX stulecia grupa wpływowych mieszkańców rozpoczęła starania o nadanie Sosnowicom praw miejskich. Formalne wnioski w tej sprawie zostały złożone w 1895 i 1896 roku. Ten ostatni zawierał nawet bardzo konkretną propozycję odnośnie nazwy nowego miasta, która na cześć świeżo koronowanego cara Mikołaja II miała brzmieć: Nikołajgrad. Niestety, nawet tak daleko idąca próba przypodobania się carowi nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Następnym ważnym posunięciem była wspólna deklaracja (z dn. 23 czerwca 1897 r.) najzamożniejszych obywateli dotycząca pokrycia kosztów powołania do życia niezbędnych miejskich instytucji. Byli to głównie przedsiębiorcy różnych branż i narodowości. Na uwagę zasługuje fakt, iż cudzoziemcy, którzy przyjeżdżali do Zagłębia robić biznesy, bardzo często przyjmowali rosyjskie obywatelstwo, co otwierało wiele drzwi i pomagało załatwić wiele spraw.
Sosnowice końca wieku formalnie były wielokulturową ogromną wsią noszącą cechy średniej wielkości miasta. Dość dobrze ówczesną sytuację oddaje opis pióra niezastąpionego zagłębiowskiego kronikarza – Mariana Kantora -Mirskiego: „Około roku 1898 Sosnowiec, chociaż jeszcze był wsią, posiadał 6 hoteli: Victoria, Warszawski, Grand, Saski, Drezdeński i Niemiecki, dwa teatry – Zimowy na 600 osób i Letni na 700 osób, nawet dwa zakłady fotograficzne: braci Altmanów i Brodowskiego, dwie cukiernie: Roszkowskiego i Wiśniewskiego, pięć restauracji pierwszorzędnych: Zarzyckiego, Dajkowskiego, Hoinkisa, Berendta i Szymańskiego, w których kawior na misach podawano, a pieczywa za darmochę tyle, ile gość mógł skonsumować i napchać w kieszenie. Hej, były to czasy, były!”.
Jak widać, miejscowość dynamicznie się rozwijała. Jednakże czyniła to w sposób tyleż żywiołowy, co i chaotyczny. Dla uporządkowania i lepszego kreowania kierunków owego rozwoju należało pozbyć się statusu „największej wsi Europy”. Aby to osiągnąć, należało uzyskać prawa miejskie. Nie wszystkim jednak było to na rękę. Istniały bowiem siły, które ponoć czerpały spore profity z istniejącego status quo. Poniższy tekst pochodzący z konspiracyjnej gazety Polskiej Partii Socjalistycznej „Górnik” (nr 2 z 1897 roku) w taki oto sposób tłumaczy kwestię opieszałości machiny urzędniczej: „Wiadomo że za miana Sosnowca, Sielc i Dąbrowy na miasto dla wszystkich jest pożądaną, bo pominąwszy, że carscy urzędnicy tak czy owak zawsze kraść będą, jednak urządzenia miejskie przydałyby się: bruki, latarnie, stróże nocni, którzy by pilnowali policji, aby do spółki z opryszkami nie rozbijała, dalej szpitale, rewizja zdrowotna mieszkań fabrycznych, itp. Niewielkie to rzeczy, ale każdy przyzna, że potrzebne. Tymczasem K. Danilczuk (naczelnik powiatu będzińskie go M. N.) do spółki z gubernatorem Müllerem sprawę odwleka. (…) W Piotrkowie ugrzęzła i nawet do Warszawy jej nie posyłają, a zwłóczą, aby wygrać w czasie. Dlaczegóż to? Łatwa odpowiedź: najpierw dlatego, że byłoby więcej porządku w powiecie, a tymczasem Danilczukowi najłatwiej łowić ryby w mętnej wodzie, nade wszystko zaś chodzi tu o Sosnowiec, w którym, że to leży w pasie granicznym, nie wolno budować domów. No i przy owym zakazie wystawiono jedynego tylko zeszłego lata kilkadziesiąt kamienic, i dziwna rzecz, policja nie zauważyła budowy trzypiętrowych narożnych kamienic! No, wypowiedzmy głośno cichą tajemnicę: za każdy budynek Danilczuk dostaje przeciętnie po 500 rs. łapówki, jest więc za co oślepnąć. Gdy zaś Sosnowiec zostanie miastem, to będzie wolno budować i bez łapówek – w tym cały sęk” *.
Oprócz doprowadzonej do iście wirtuozyjnego poziomu biurokracji oraz wszechobecnego łapownictwa trzeba było dodatkowo zmierzyć się ze skutkami restrykcji nałożonych na Królestwo Polskie po klęsce powstania styczniowego. Co prawda, największa fala po powstaniowych represji już się przetoczyła, to jednak wciąż blisko było do czasów, gdy polskie miasta masowo były degradowane do statusu wsi. Sosnowiec miał zatem stać się pierwszym nowym miastem powstałym po 1863 roku. Nie było to zadaniem łatwym do zrealizowania. Trzeba było wykazać się sporą determinacją oraz umiejętnym i dyplomatycznym wręcz podejściem do sprawy. Zarówno determinacji jak i umiejętności tutejszym elitom nie brakowało, a wielokulturowy i międzynarodowy charakter Sosnowic mógł zadziałać tylko na korzyść.
Następnym genialnym pod względem strategicznym ruchem poczynionym w 1900 roku było doprowadzenie do scalenia w jeden organizm gruntów wsi Pogoń oraz Starego i Nowego Sosnowca. Nad sołtysem tej supertrójwsi został Stefan Mrokowski – działacz społeczny i przedsiębiorca zarazem. Tak więc kolejne „papiery” zostały złożone, a przyszłe nowe miasto zyskało dodatkowe terytorium. Teraz należało uzbroić się w cierpliwość i czekać – pilnując jednocześnie, aby sprawa „nie przyschła”.
Jak widać, całymi latami trwała wymiana korespondencji pomiędzy „naszą” grupą inicjatywną, naczelnikiem powiatu będzińskiego, gubernatorem piotrkowskim, generałem gubernatorem warszawskim i ministerstwem spraw wewnętrznych w St. Petersburgu. Koniec końców wielka biurokratyczna machina zrodziła wreszcie owoc, na który z utęsknieniem czekano w mieście – nie mieście nad Czarną Przemszą i Brynicą.
10 czerwca (wg kalendarza juliańskiego), czyli 23 czerwca 1902 roku car Mikołaj II podpisał akt postanawiający: „Miejscowość Sosnowice powiatu będzińskiego, guberni piotrkowskiej z przylegającymi do niej miejscowościami utworzonymi na ziemiach dworskich posiadłości: Gzichowa, Sielce i wsiami włościańskimi: Stary Sosnowiec, Pogoń, Ostra Górka, Sielce, zabudowaniami Radocha, osadą Blumentala wraz z należącymi ziemiami Kolei Warszawsko– Wiedeńskiej, przekształcić w nieuzyskujące praw powiatu miasto o nazwie Sosnowice”.
Tym samym dla ulokowanych na 19. kilometrach kwadratowych gruntów i liczących sobie ok. 60 tys. mieszkańców Sosnowic nadeszła nowa era. Czas wciąż gna do przodu. Odchodzą ludzie, przemijają miejsca. Miasto jednak żyje i zmienia się. Przychodzą następne pokolenia sosnowiczan – tych z urodzenia i tych z wyboru. Z dumą świętujemy kolejne rocznice. Nosimy w sercach gorące uczucia do naszego kawałka świata urządzonego nad Brynicą i dwiema Przemszami.
Artur Ptasiński,
Centrum Informacji Miejskiej
* Cytat pochodzi z artykułu Marka Nity pt. „Narodziny Miasta”. Został on zamieszczony w wydanej przez Muzeum w Sosnowcu w 2002 roku książce „Sosnowiec 100 lat dziejów miasta” – praca zbiorowa pod red. Jana Walczaka.