Spotkanie autorskie z Jackiem Cyganem
Jacek Cygan, honorowy obywatel miasta Sosnowiec, miłośnik lokalnej ojczyzny i znakomity tekściarz, autor dziesiątków hitów, a także smakosz… śledzi i whisky, 20 listopada był gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej.
Podczas wieczoru autorskiego i promocji książki „Życie jest piosenką”, aula biblioteki pękała w szwach. Spotkanie prowadziła powieściopisarka i poetka Marta Fox, a pytania zadawali także mieszkańcy. Jacek Cygan odebrał również serdeczne podziękowania od Małgorzaty Czapli, prezes zarządu hospicjum Sosnowieckiego im. św. Tomasza Apostoła i wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej, Wilhelma Zycha za wspieranie akcji promowania powstania stacjonarnego hospicjum w Sosnowcu i zachęcanie do przekazania 1 procent podatku na rzecz jego budowy.
W Twojej najnowszej książce jest wiele historii, związanej z piosenkami, które były i są „hiciorami”, jakby powiedział dziś mój wnuk. Jacek opisuje okoliczności powstania utworów, historię przyjaźni z kompozytorami i ta książka „Życie jest piosenką”, ma cudowny klimat, zwłaszcza sentymentalny. Jacek Cygan jest po prostu człowiekiem, który lubi życie. Anna Dymna powiedziała o Tobie, że Ty jesteś księciem życia…
Proszę państwa, to będzie pierwszy książę z Niwki.
Taki czarny elf… Anna Dymna powiedziała także, że masz oczy, które epatują dobrocią i że są w nich diabliki, które Ci dodają wiarygodności. Cieszę się, że ta książka powstała. Korzystając z okazji, że autor jest żyjący, porozmawiamy o tej książce. Nazywasz siebie tekściarzem i podajesz fajną definicję, mówiąc, że tekściarz to ktoś, kto musi zrobić buty na termin dla określonej osoby. Witkacy twierdził, że poeta niczym się nie różni od szewca, a jedynie tym tylko, że szyje te buty z własnej skóry i wrażliwości.
Faktycznie, Wojtek Młynarski mówi, że tekściarz to człowiek, który musi zrobić buty na termin. Dwa dni temu przyszedł do mnie Piotr Sarzyński z „Polityki” i też o tym rozmawialiśmy. Kim jest tekściarz i czy ja się nie obrażam, jak ktoś mnie tak nazywa. Przypomniał mi się taki stary żydowski dowcip. Sędzia pyta w czasie rozprawy sądowej: „Zawód oskarżonego?”. Oskarżony odpowiada: „Artysta”. „Co oskarżony robi?”, pyta sędzia. „Parasole”. Sędzia mówi: „Parasole i od razu artysta?”. Na to oskarżony mówi: „Zrób pan parasol”. I tak jest z tymi artystami. Jest to taki rodzaj rzemiosła artystycznego, które się tym charakteryzuje, że wiesz, kiedy musisz skończyć. Dzwoni do ciebie artysta i mówi: „Po jutrze mam nagranie i dobrze, bym miał tekst dzień wcześniej”. Tak przyszła Maryla Rodowicz i powiedziała, że muszę napisać tekst do „Łatwopalnych”, bo będzie śpiewać na koncercie poświęconym pamięci Agnieszce Osieckiej. Ten proces od momentu, kiedy zagrała mi utwór na gitarze i odsłuchania muzyki na kasecie, jest tajemnicą faceta takie go jak ja, który nazywa się tekściarz. Gdybyś na mnie wtedy popatrzyła, co ja robię, kiedy ona wyszła… Puściłem sobie tę muzykę raz jeszcze, potem przeczytałem jakiś wiersz, włączyłem telewizor, poszedłem z psem na spacer, uporządkowałem papiery. Nie robiłem nic, co by mnie w takim potocznym sensie zbliżało do napisania tego tekstu. Potem puściłem muzykę kolejny raz, bo musiałem się jej na czyć i tak trwało to właściwie do drugiej w nocy, kiedy zacząłem się zastanawiać, że zostało mi niewiele czasu. Około godziny czwartej przyszła mi do głowy linijka: „A my tak łatwo palni, biegniemy w ogień, by moc niej żyć”. A chyba wcześniej wymyśliłem: „Znam ludzi z kamienia, którzy będą wiecznie trwać. Znam ludzi z papieru, co rzucają się na wiatr”. Wiedziałem, że trzeba znaleźć określenie na Agnieszkę, a wydawało mi się, że ona jest taką osobą z papieru. Na tym właśnie polega ta praca, że trzeba to robić na termin. Chyba mi się nie zdarzyło, żebym zawalił jakiś termin i rano zadzwonił, że trzeba odwołać studio.
Jaka jest różnica pomiędzy pisaniem tekstów a pisaniem wierszy?
Wydaje mi się, że wiersz jest pisany o mnie i w naturze poezji leży to, że poezja trwa od tego,
który ją pisze, a tekst piosenki jest pisany o kimś. Na przykład pytają mnie, czy „Wypijmy za błędy” jest o mnie czy o panu Rynkowskim. Ponieważ ja nie piję…, więc o panu Rynkowskim. O mnie też trochę, oczywiście. Wiersz jest dla paru osób, które sobie przed snem same otworzą tomik i przeczytają, a piosenka jest dla milionów. Trzeba ją tak napisać, by te miliony ten tekst zrozumiały, bo jeśli napiszesz inaczej, to ten artysta już do ciebie nie przyjdzie i nikt ci już butelki whisky nie przyniesie.
Skąd wziął się pomysł na napisanie książki „Życie jest piosenką”?
Długo się broniłem przed opublikowaniem tekstów piosenek, bo tekst z muzyką stanowią jakąś jedność i przez te wszystkie lata nie wydawałem tekstów. Wydałem je tylko dlatego, bo
wydawnictwo „Znak” przyszło do mnie z propozycją, żebym został ich autorem. Zapytali mnie, czy coś dla nich mam. Odpowiadam: „Mam. Napisałem 26 współczesnych opowiadań”. A oni mi odpowiedzieli: „To się nie sprzeda, panie Cygan. No to może jakąś biografię, plotki o gwiazdach”. Odmówiłem i przypomniałem sobie, że bardzo często podczas takich autorskich spotkań ludzie pytali, czy moje teksty są gdzieś wydane. Ponieważ nie było, postanowiłem je wydać z historiami, komentarzem i anegdotami. Te opowiadania także mam zamiar wydać.
Nie zdradzimy więc zbyt wielu anegdot, ale są takie piosenki, które mają kilku wykonawców, np. „Jaka róża, taki cierń”. Śpiewała to Edyta Geppert i Alicja Majewska…
Alicja Majewska była zaproszona na festiwal do Hawany, a Edyta Geppert w tym samym czasie na festiwal do Bratysławy. Alicja nie miała co śpiewać i postanowiła wybrać właśnie tę piosenkę. Ten fakt nadaje się absolut nie do Księgi Guinnessa, bo w tym samym dniu dwie polskie artystki wygrały tą samą piosenką dwa różne festiwale. Mało kto o tym wie. Alicja Majewska już więcej tej piosenki nie śpiewała. Teraz śpiewa tę piosenkę w Teatrze Polskim Natalia Sikora i robi to w taki sposób, że ciarki są. To akurat jedna z tych piosenek, o którą mało kto sięga, bo ten pierwowzór jest niesamowicie mocny. Są takie piosenki zamknięte w jednym człowieku. Pamiętam, że byłem kiedyś na obozie dla młodzieży trudnej. Ksiądz Gałązka, który organizuje takie obozy, zaprosił mnie na Mazury. Było wspaniale, młodzież fajna. „Pokolenie” było wtedy wielkim hitem i odbyła się dyskusja młodzieży na temat tej piosenki. Nagle wstaje dziewczyna i mówi do mnie: „Proszę pana, nie mogę panu darować, bo pan tam na pisał, okres burz, twój bunt. Wolność ma jej biust. Ja się czuję obrażona i patrzy znacząco na księży”. Więc tłumaczę, że to o chłopcu, który się zakochał w dziewczynie, jest wolny i ma takie odczucia. Nic jednak nie wskórałem. Wyjechałem w niesławie.
Piszesz, że są piosenki, które wymykają się tekstowi i wykonawcom, podając przykład: „Za młodzi na sen, za starzy na grzech”, a jak śpiewają inni?
Wiadomo co mają na myśli, ale ta piosenka to jeszcze trzyma się ryzach. Jest taka piosenka,
o której Rysiek mówi na koncertach: „Jacek napisał o takim obiboku”, leniu, co to tylko leżeć w trawie, chłodne piwko w trawie pić i za tytułował „Zwierzenia Ryśka”. Proszę bardzo. To jest piosenka o sytuacji, która miała miejsce. Ludzie byli niezadowoleni z transformacji i zmiany, a dodatkowo ten, który był naszym bohaterem, okazał się agentem Bolkiem. To wszystko szło z Warszawy i ludzie nie wiedzieli, jak się zachować. Więc wymyśliłem, „Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka, konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy”. Ta piosenka nam się komplet nie wymknęła i stała się piosenką… weselną.
Gdzie, w jakim miejscu, czujesz się najlepiej?
Nigdy nie zadawałem sobie tego pytania. Chyba nie ma to związku z miejscem. Ma to związek z ludźmi. Ludzie nadają miejscom imiona. Jeśli myślisz teraz o kimś, kogo ci brakuje i tam pojedziesz, to się tam dobrze czujesz. Bo ta osoba wnosi swój pejzaż.
Kilka lat temu powiedział Pan w telewizji, że patrząc z perspektywy lat, nie napisałby Pan słów „Czas nas uczy pogody”. Czy tak faktycznie jest?
W tym jest jakaś prawda. Jak napisałem tę piosenkę, to miałem trzydzieści lat. Jechałem przez Polskę i wydawało mi się, że to jest stała wartość. Ludzie siedzą przed domami, na gankach, jest piękna jesień, są pogodni i szczęśliwi. Tak mi się wydawało, że tak wygląda starość. Teraz dla mnie oczywiste jest, że starość polega też na czymś innym. Czasami z takich błędów, które nie są błędami, bo tak naprawdę myślałem, powstaje jednak wartość ponadczasowa. Przeżyłem wiele takich sytuacji, polegających na tym, że ta piosenka komuś pomogła. Ta piosenka wypełnia ludzi optymizmem i czasem daje im siłę.
Czy nie myślał Pan o tym, by śpiewać samemu?
Na poważnie, nie. Oczywiście, mam olbrzymie, nie zrealizowane pragnienie zaistnienia jako
cudowny wokalista, wynikające z poczucia krzywdy, bo w moim zespole Nasza Basia Kochana, nie dopuszczali mnie do śpiewania. Rzecz jasna, żartuję. To świadoma decyzja, bo ja wiem, co to znaczy, jak ktoś pięknie śpiewa. Faktycznie, bardzo lubię śpiewać, ale z całą świadomością, że nie potrafię śpiewać tak cudownie jak inni, nie śpiewam. Nie przeszkadza mi to jednak szczególnie i czasami staram się realizować swoją pasję.
Pana piosenki są refleksyjnie, ale Pan sprawia wrażenie osoby bardzo pogodnej. Prosimy o radę. Jak to się robi? Rada na smutki…
Jak żyć, panie premierze? Nie mam recepty. Myślę, że na świecie jest wystarczająco dużo problemów, bym ja jeszcze dokładał swoje. W domu mogę je analizować, ale publicznie szkoda na nie miejsca. Może stwarzam takie wrażenie, że „czas nas uczy pogody”, ale ten cierń od tej róży też czasami się znajdzie. Mówiąc najogólniej, proszę brać ze mnie przykład…