Wydaje się, że towarzyszą nam od zawsze. Niczym podróżnicy w czasie przemierzają kolejne epoki. Barwne obrazy przeniesione ze świata naszych przodków. Otaczane opieką, podziwiane, rozmodlone. Wrosły w krajobraz tak mocno, że czasem ich nie zauważamy. Zazwyczaj nie znamy ich historii, a przecież każda z nich ją ma.
Kapliczka Najświętszej Marii Panny Niepokalanie Poczętej przy ulicy Spadochroniarzy należy do najbardziej oryginalnych budowli w swej kategorii. Została skonstruowana z materiałów, które przy bliższym poznaniu mogą łączyć ją z pobliską, nieistniejącą już kopalnią węglową „Juliusz”. Na pewno z kopalnią związana jest osoba jej fundatora, którym wedle rodzinnych* przekazów był inżynier Zygmunt Dąbrowski. Pan Zygmunt urodził się 27 czerwca 1888 roku w Warszawie. Po ukończeniu Warszawskiej Szkoły Technicznej, w 1910 roku, podjął pracę u boku swego starszego brata Edwarda, który zatrudniony był, jako szef działu mechanicznego właśnie powstającej kopalni „Juliusz” (Warszawskie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych). Niestety, ukochany brat Edward 6 marca 1912 roku zginął w wypadku podczas zakładania liny nośnej w maszynie wyciągowej właśnie głębionego „Juliusz”. W owym czasie młody Zygmunt był już na tyle obeznany ze swym fachem, że dyrekcja powierzyła mu obowiązki głównego mechanika na kopalni „Juliusz” (oddana do eksploatacji w 1914 r.). Zły los ponownie dał o sobie znać. Zygmunt uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, wpadając w otchłań kopalnianego szybu. Tym razem jednak lina nośna nie stała się powodem tragedii, a wręcz przeciwnie – była wybawieniem od niechybnej śmierci. Tak oto owo zdarzenie sprzed lat opisuje pan Marek Pypno: „Wpada podczas kontroli robót do szybu, ale jakimś cudem i nadludzkim wysiłkiem chwyta się liny, spadając w czarną czeluść zimnego szybu. Ręce ślizgają się w dramatycznym uchwycie na nasmarowanej linie. Po długiej jak wieczność chwili, w bólu przeszywającym pokiereszowane ręce, nogi i brzuch wszystko się zatrzymuje. Żyje. Udaje mu się dostać do przedziału drabinowego i z ogromnym trudem po drabinach wydostać na powierzchnię. Podnosi klapę przedziału drabinowego na powierzchni i widzi ludzi uciekających w popłochu. Wszyscy krzyczą … „diabeł uciekajmy” i nikt nie wierzy, że to żywy, ale zakrwawiony i brudny Główny Mechanik Juliusza.”
Zapewne już się Państwo domyślacie, że owo cudowne ocalenie mogło stać się powodem powstania naszej „żelaznej” kapliczki. Choć ani w dokumentach parafialnych, ani w żadnych innych źródłach nie odnaleziono informacji na temat genezy jej powstania, to informacje pochodzące od rodziny wydają się bardzo wiarygodne. Dodatkowym argumentem potwierdzającym ufundowanie kapliczki przez Zygmunta jest… druga bliźniacza kapliczka, znajdująca się w podkrakowskiej wsi Gacki (gmina Zabierzów). Otóż właśnie tę piękną okolicę upodobał sobie pan Zygmunt i właśnie tutaj w międzywojniu zbudował dla swej rodziny dom letniskowy. Jako, że inwestycja prowadzona była metodą gospodarczą, to gros prac wykonywano w niedziele – co nie przypadło do gustu okolicznym pobożnym włościanom. Trzeba było jakoś sprawę załagodzić. Zatem aby zadość uczynić temu łamiącemu boskie i ludzkie prawa procederowi, wzniesiono właśnie tę drugą kapliczkę. Ponoć odbyło się to w porozumieniu z miejscowym proboszczem. Obecnie domu wybudowanego przez Zygmunta już nie ma, ale kapliczka nadal stoi na kamiennej opoce i ma się bardzo dobrze. Opiekuje się nią pani Dorota – kolejna właścicielka ziemi, na której przed wieloma laty inżynier Dąbrowski z Zagłębia wyszykował kopię kapliczki rodem z Juliusza.
Tekst: Artur Ptasiński
Państwu Małgorzacie i Markowi Pypno oraz księdzu proboszczowi Jarosławowi Kwietniowi dziękuję za udostępnienie materiałów archiwalnych. Koledze Markowi dziękuję również za zainspirowanie mnie tą rodzinną historią sprzed lat. Szanownych Czytelników zachęcam do dzielenia się podobnymi opowieściami. A może pośród Was znajdzie się ktoś, kto posiada jakieś wiadomości na temat opisanej kapliczki?
*Informacje na temat juliuszowskiej kapliczki pochodzą od Marka Pypno, który z kolei otrzymał je od wujka Zygmunta Dąbrowskiego („drugiego”) – syna Zygmunta („pierwszego”) – tego, który ufundował kapliczki. Pan Marek podobnie jak pradziadek jego żony Zygmunt („pierwszy”) jest inżynierem górnikiem i budowniczym szybów – przez wiele lat pracował w Przedsiębiorstwie Budowy Szybów w Bytomiu. Jest również pasjonatem naszej zagłębiowskiej historii.
OPOWIEŚCI ZASŁYSZANE:
We wrześniu 1939 roku, gdy oddziały niemieckie wkraczały do Juliusza, w okolicach kapliczki nieopatrznie znalazło się dwóch polskich żołnierzy. Schowawszy się za nią, przeczekali najgorsze i w stosownej chwili wyruszyli w ślad za swym oddziałem. Ich dalszy los nie jest znany.
Podczas łapanki urządzonej przez niemieckiego okupanta kapliczka dała schronienie jednemu z mieszańców Juliusza. Ukrywając się za jej postumentem, uniknął wywózki „na roboty” lub być może czegoś znacznie gorszego.