„Grzęzawisko” to tytuł kolejnej książki, której autorem jest sosnowiecki pisarz Przemysław Żarski. To pierwsza część nowego cyklu, w której – chociaż akcja dzieje się w nieistniejącej lokalizacji poza Sosnowcem, nie zabraknie odwołań do poprzednich książek.
Komisarz Kreft udał się na emeryturę, a może na dłuższy urlop? Bohaterką najnowszej powieści „Grzęzawisko” jest śledcza Aleksandra Lazar. To początek nowej serii czy może chwila odpoczynku od wcześniejszego bohatera?
Życie nie znosi próżni. Zależy mi na tym, żeby moje powieści nie były tylko papierowymi historiami i nawet jeśli to literacka fikcja, to staram się myśleć o bohaterach jak o normalnych ludziach, uwzględniając ich przeszłość, ale i plany. Każdy, kto przeczytał ostatnią część cyklu z komisarzem Kreftem wie, że to niemożliwe, by ten zespół funkcjonował w dotychczasowej formule. Zbyt wiele się zdarzyło w ich życiu prywatnym i zawodowym. „Grzęzawisko” jest z kolei pierwszą odsłoną historii, która zamknie się w dwóch częściach. Oba cykle łączą dwie kwestie – rozwiązania, które sprawiają, że kontynuacja serii w dotychczasowej formie jest niemożliwa i postać, która przewija się przez karty obu historii. Błażej Uryga. Sosnowiecki policjant zmienia miejsce pracy i trafia do zespołu, którym kieruje Aleksandra Lazar. To niespodzianka dla czytelników, którzy tęsknią za Robertem Kreftem, o czym przypominają mi na każdym spotkaniu autorskim, co jest naprawdę bardzo miłe.
Czytelnicy „Grzęzawiska” odnajdą w nim klimat z „Blizny” czy „Śladu”? Czy wraz z przestępcami i policjantami znów będą spacerować po Sosnowcu?
Klimat i scenografia różnią się w przypadku tej historii. Nieprzypadkowo. Sosnowiec był jednym z bohaterów cyklu z Kreftem, bardzo mi zależało na tym, by Zagłębie, z którego się wywodzę i gdzie mieszkam do dzisiaj, miało kryminalną serię rozgrywającą się współcześnie i czytaną przez czytelników z różnych stron Polski. Osiągnąłem ten cel. Dlatego teraz zdecydowałem się umieścić akcję w nieistniejącej lokalizacji, w małomiasteczkowym klimacie. To wynika z charakteru tej opowieści, bardziej kameralnego, osadzonego w innych realiach. Zawsze zaczynam od historii, potem dobieram scenografię i tym razem taki zabieg najbardziej pasował do tempa, formy i tego, co chcę przekazać snując tę opowieść.
Czy „Grzęzawisko” to typowy kryminał?
Nie. Unikam szufladkowania, lubię żonglować wątkami i konwencjami, po to, by stworzyć zajmującą historię. Na pewno jest w „Grzęzawisku” sporo wątków kryminalnych, ale staram się upchnąć w te kryminalne ramy jak najwięcej treści, skupić się na tematach, które są dla mnie istotne. I są to w tym przypadku lata dziewięćdziesiąte, jak i aspekty społeczne; przemoc rówieśnicza, zaburzone relacje rodzicielskie, partnerskie, ale także dylematy moralne, kwestia winy i kary. Im trudniej, bardziej mrocznie i gęsto od kipiących pod pokrywką emocji, tym lepiej. Fani kryminalnej konwencji też znajdą w tych powieściach to, czego szukają, czyli intrygę i klimat, który jest dla mnie szczególną wartością kryminalnej otoczki.
Jak długo powstawała ta książka? Skąd wziął się pomysł na całą intrygę?
Od kilku ostatnich powieści staram się pisać jedną książkę rocznie i tak też było tym razem. Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać tempo w kolejnych latach i wciąż realizować ciekawe projekty. To wymaga sporej samokontroli i rezygnacji z innych aktywności, dobrego planowania, ale jest dla mnie na tyle ważne, że póki co nie zamierzam tego zmieniać. Skąd wziął się pomysł? Odkąd zacząłem pisać, chcę, by stworzone przeze mnie historie i światy były wyłącznie wytworem mojej wyobraźni, nie inspiruję się zatem prawdziwymi sprawami. Układanie fabularnych puzzli to trudna, ale inspirująca pasja.
Półka z powieściami Przemysława Żarskiego jest coraz dłuższa. Na pewno znalazło się na niej miejsce również na Nagrodę Miasta Sosnowca w dziedzinie kultury. To miłe wyróżnienie?
Bardzo miłe. Tym bardziej, że mieszkam tu od urodzenia i jestem związany z miastem. Moi czytelnicy przyjeżdżają tutaj, odwiedzają miejsca, w których dzieje się akcja, wysyłają mi zdjęcia. Zależało mi na tym, żeby Sosnowiec zaistniał w świadomości czytelników współczesnych kryminałów i tak się stało. Wyróżnienie rodzimego miasta ma szczególną wartość. A do tego to naprawdę piękna statuetka, która swoje waży w sensie dosłownym i symbolicznym.
Jakie plany na najbliższe miesiące? Po wydaniu kolejnej książki będzie czas na odpoczynek, czy jednak kolejne pomysły z głowy domagają się pilnego przelania na papier?
Wciąż mam głód pisania, tworzenia nowych opowieści, budowania nowych rzeczywistości i prowadzenia moich bohaterów na krótkim, fabularnym sznurku. Mam nadzieję, że moje historie będą wydawane i znajdą nowych czytelników, bo bez nich autor nie istnieje. Cieszę się z tych spontanicznych spotkań gdzieś w przestrzeni miasta, rozmów i zapewnień, że sosnowiecka seria kryminalna zakorzeniła się już w świadomości, co widzę także podczas spotkań autorskich, na przykład w Zagłębiowskiej Mediatece. Swoją drogą to wyjątkowe miejsce, którym naprawdę warto się chwalić; zresztą nie tylko miejsce, to przede wszystkim oddani, żyjący książkami i zaangażowani ludzie. W przyszłym roku ukaże się finał historii zapoczątkowanej w „Grzęzawisku”. A później? Czas pokaże. Nie wyobrażam sobie, bym przestał pisać.