Z kurierem po sosnowcu
Zupełnie nie pasuje do najbliższej okolicy i sprawia wrażenie, że znalazła się tutaj w sposób tyleż przypadkowy co tajemniczy. Bardziej pasowałaby do bajkowego krajobrazu pobliskiej Jury niż do sosnowieckiego Zagórza.
Z lotu drona. Fot. Karolina Kot-straznicyczasu
W barwach jesieni.
Jak dotąd nie udało się w sposób jednoznaczny ustalić daty jej powstania. Są tacy, którzy twierdzą, że leciwe mury mogą pamiętać mroczne czasy średniowiecza, inni za Marianem Kantorem –Mirskim skłaniają się ku temu, że istniała już na początku XVIII wieku. Zdaniem większości historyków budowlę wzniesiono na przełomie X VIII i XIX stulecia. Poza nieznanym czasem powstania zastanawiająca jest również bryła budowli. Ściany wymurowano w sposób, który prowokuje do snucia rozmaitych domysłów na temat powodów, jakimi kierowali się dawni majstrowie. Próżno szukać tutaj kątów prostych. Nawę wybudowano na planie równoległoboku, a przylegającą od południa wieżę na planie koła. Nie wiedzieć dlaczego, dawnymi czasy kaplicę nazywano „ciemną”, choć jej wnętrze było dość dobrze doświetlone. W ścianach znajdowało się sześć dużych „gotyckich” okien, przez które musiała wpadać wystarczająca ilość światła. Jak zatem należy tłumaczyć pochodzenie tej nazwy? Być może kluczem do rozwiązania zagadki jest fakt, że dawni mieszkańcy Zagórza jakby stronili od tego miejsca twierdząc, że w nocy przybywają tutaj dusze zmarłych… Wspomina o tym pochodzący z Zagórza, znany zagłębiowski kapłan ks. Grzegorz Augstynik. Od najstarszych mieszkańców dzielnicy można również usłyszeć, że kaplica została wzniesiona z prywatnej inicjatywy, jako wotum za ocalenie życia, jednak bez odpowiedniego pozwolenia. Są również i tacy, którzy twierdzą, że mamy tutaj do czynienia z dawnym (być może przebudowanym) zborem ariańskim. Hipoteza to ciekawa i może tłumaczyć dopuszczenie do kiepskiego stanu technicznego budowli. Już na fotografii sprzed ponad osiemdziesięciu lat widać, że kaplica chyli się ku ruinie. O ile mury wyglądają jeszcze na dobrze zachowane, to zarówno słomiany dach nawy, jak i kryta gontem wieża są już nadwątlone zębem czasu. W konsekwencji braku szczelnego pokrycia dachowego mury pod wpływem wilgoci stopniowo zaczęły się rozsypywać.
W szacie zimowej.
O zmierzchu.
Po II wojnie światowej kaplica popadła w całkowitą ruinę. Dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku przystąpiono do prac mających na celu zabezpieczenie budowli przed nie chybnym zniszczeniem. Ubytki w murach zostały uzupełnione. W czasie tych prac dokonano także zmiany kształtu otworów okiennych, przebudowując je z doskonale wkomponowanych ostrołukowych, na mniej atrakcyjne dla oka wąskie prostokątne szczeliny przypominające otwory strzelnicze. Dopiero teraz ze względu na mizerną ilość światła wpadającego do wnętrza, określenie „kaplica ciemna” jest w pełni uzasadnione. Do roku 1999 kaplica pozostawała w formie częściowo zabezpieczonej ruiny – brakowało dachu, okien i drzwi. Właśnie w tym okresie członkowie sosnowieckiego oddziału Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej przystąpili do odbudowy tego cennego zabytku. Przy wydatnym wsparciu sosnowieckiego magistratu oraz parafii św. Joachima udało się przeprowadzić remont kapitalny, nadając kaplicy wygląd, jaki możemy dzisiaj podziwiać. Niestety, jak dotąd nie zrealizowano interesującego projektu utworzenia wokół budowli lapidarium poświęconego żołnierzom Polski Walczącej. Dzień 23 czerwca 2002 roku to ważna data w historii naszego zabytku. Wtedy to kaplica została konsekrowana przez biskupa Diecezji Sosnowieckiej Adama Śmigielskiego pod wezwaniem Matki Boskiej Akowskiej. Od tego czasu znajduje się w doskonałym stanie technicznym i co raz częściej stanowi cel dla odwiedzających Zagórze wycieczek szkolnych oraz turystów.
Kaplica pod koniec lat trzydziestych XX w Zdjęcie pochodzi z zagłębiowskiej Monografii Mariana Kantora Mirskiego.
W majowej krasie.
Z kaplicą związana jest także legenda: Był rok 1864. Powstanie Styczniowe dogasało. Poprzez Zagłębie Dąbrowskie prowadził szlak, którym resztki rozbitych oddziałów powstańczych wycofywały się za kordon graniczny do Galicji i na pruski wówczas Śląsk. Straszliwe były to przemarsze. Smutne procesje ludzi, którym odebrano ostatnią nadzieję. Właśnie jeden z takich zdziesiątkowanych oddziałów został otoczony i zaatakowany przez Kozaków w okolicy dworu zagórskiego. Powstańcy bronili się dzielnie, ale widząc że sytuacja jest beznadziejna, poczęli powoli tracić wiarę w ocalenie. Wielu przeczuwając najgorsze, drżącym głosem odmawiało słowa modlitwy. Inni wracali myślami do najbliższych pozostawionych gdzieś hen daleko w ukochanej rodzinnej ziemi. Nadszedł czas żegnania się z życiem, czas żegnania się z Ojczyzną, o którą przyszło im walczyć i dla której za chwilę mieli ponieść najwyższą ofiarę. Nie mogąc kontynuować nierównej walki z przeważającymi siłami przeciwnika, powstańcy dotarli do kaplicy, która miała się stać ich ostatnią redutą. Nie zamierzali jednak tanio oddać swojej skóry… W ślad za nimi pospieszyli Moskale, szczelnym pierścieniem otaczając to skromne fortalicjum. I wtedy, gdy chwile powstańczej kompanii były już porachowane, opatrzność niespodziewanie odwróciła zły los… W przepastnej otchłani ludzkiej niepamięci zagubiły się szczegóły, które mogłyby wyjaśnić, jak doszło do tego cudownego ocalenia, nie dowiemy się, kto był wybawcą polskich żołnierzy. Może człowiek ów, jako miejscowy obywatel, znający tajemnice kaplicy, sprawił, że wybór ostatniego gniazda partyzanckiego oporu nie był przypadkowy? A może zwiedziawszy się o potyczce, dotarł on w sposób niezauważalny dla nieprzyjaciół i niespodziewany dla obrońców, do wnętrza kamiennej budowli? Jeżeli tak było w istocie, to jak że musieli zdziwić się, a zrazem wielce uradować powstańcy, gdy zobaczyli, że oto nadchodzi ratunek przed niechybną śmiercią z rąk kostuchy przyodzianej w kozacką papachę. Jakże musieli być radzi z pomocy o jaką prosili niebiosa, a która nadeszła z ziemskich czeluści. Zapewne wielkie musiało malować się także zdziwienie na kamiennych obliczach carskich sołdatów, którzy sforsowawszy wrota, pewni swego wdarli się do kaplicy po to, by znaleźć jeno puste ściany. Nasi dziadowie dosłownie zapadli się pod ziemię… Za sprawą swego dobroczyńcy uszli cało, ocalając życie, wykutym w skale tajemnym tunelem. Tak oto podziemne korytarze, które swego czasu kazał w Zagórzu zgłębić hrabia Józef Mieroszewski dały schronienie i swobodę obrońcom ciemiężonej Ojczyzny. Zagórzacy do dzisiaj wspominają owe tajemne lochy, które znajdować się mają zarówno w okolicach kaplicy, pałacyku jak i parkowych grot hrabiego Józefa. Wspominają także o dziwnych zjawiskach, jakie mają miejsce tu w mgliste, chłodne noce. Wtedy to spóźniony przechodzień, który zgubiwszy drogę, zawędruje w te odludne okolice, usłyszeć może szczęk oręża i głuche uderzenia pistoletowej salwy. Z czasem milkną wszelkie odgłosy i nastaje cisza, która oznajmia nadejście poranka. Obecnie w kaplicy znajduje się wystawa fotografii poświęcona żołnierzom Armii Krajowej. To szczególne miejsce, gdzie według legendy walczyli powstańcy styczniowi upamiętnia teraz ich następców – żołnierzy AK. Można by rzec, że historia w pewnym sensie zatoczyła koło…
Zabytkowy krzyż.
1 listopada-Światło Pamięci Żołnierzom Polski Walczącej.
Trzy świątynie.
Tekst i zdjęcia: Artur Ptasiński