W środę 27 października pod dawną kopalnią Sosnowiec odsłonięto obelisk upamiętniający zakładową Solidarność i uczestników strajków z 1981 roku.
Data nie jest przypadkowa, bo 27 października 1981 roku z przejeżdżającej wołgi przed kopalnią wyrzucono trzy fiolki. Z jednej z nich zaczął się ulatniać gaz, który spowodował objawy zatrucia u ponad sześćdziesięciu osób. Tego samego dnia w sądzie miała się odbyć rozprawa przeciw działaczom zakładowej Solidarności, którzy w sierpniu podczas strajku ostrzegawczego zdjęli z wieży szybu Anna czerwoną gwiazdę, którą ostatecznie odwołano. Górnicy obawiali się o swoje zdrowie i ogłosili strajk okupacyjny. Protest zakończył się dopiero 12 listopada po wizycie na kopalni Lecha Wałęsy i ekipy telewizyjnej. Oficjalnie przyczyn zdarzenia z 27 października 1981 roku nie wyjaśniono nigdy. Na kopalni wszyscy przyjęli ją jednak jako prowokację ówczesnych służb.
W czterdziestą rocznicę tych wydarzeń przy ul. Narutowicza pojawił się obelisk upamiętniający tamtej strajk i zakładową Solidarność. W uroczystości udział wzięli m.in. prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński, szef Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność Dominik Kolorz oraz działacz związku na KWK Sosnowiec Tadeusz Oleksy, który wspominał wydarzenia z 1981 roku:
– Atmosfera była wtedy gorąca i ciężka. Żeby zrozumieć, co wydarzyło się w kopalni Sosnowiec, trzeba się wrócić miesiąc wcześniej. Był wtedy strajk ostrzegawczy i z wieży szybu Anna zleciał symbol tamtejszej władzy, czyli metrowa czerwona gwiazda, która świeciła w nocy. Zrzucili ją pracownicy wydziału szybowego. Wojciech Figiel, pierwszy przewodniczący Solidarności kopalni Sosnowiec, ze względów bezpieczeństwa zamknął dyrekcję kopalni w sali konferencyjnej. Nie pozostało to bez echa. Następnego dnia po strajku ostrzegawczym sprawa została zgłoszona do prokuratury i Wojciech Figiel i siedmiu innych członków Solidarności było oskarżonych o zabór mienia oraz zamknięcie dyrekcji. Sąd ogłosił, że wyrok będzie wydany 27 października o godz. 10. Gdy oskarżeni przyszli do sądu, okazało się, że sędzia jest chory. Wrócono do komisji zakładowej i czekano – opowiadał Oleksy. – Dwie godziny później podjechała czarna wołga według świadków, z której zostały wyrzucone trzy fiolki z gazem. Na całe szczęście, potłukła się tylko jedna. Mieszkańcy i przechodnie, którzy przechodzili przez ulicę zostali zatruci i hospitalizowani. Było to około sześćdziesięciu osób, w tym kilkoro dzieci. Od razu wybuchł strajk. Strajkujący domagali się bezpieczeństwa dla załogi oraz wyjaśnienia zaistniałej sytuacji i ukarania winnych. Przyjeżdżali tu członkowie rządu, ministrowie, wojewoda, prezydent Sosnowca. Nikt nie przynosił żadnych wieści, tylko w drugim dniu strajku ogłoszono, że była to substancja, którą dodaje się do gazu ziemnego. Czekaliśmy jako strajkujący żeby ukarać winnych. Prasa, radio i telewizja podawali tylko lakoniczne komunikaty, że nie wiadomo, o co chodzi górników. Dopisano więc jeszcze jeden punkt: żeby przyjechała telewizja i nakręciła program o całej sprawie. Ekipa rządowa nie chciała się zgodzić, ale w 14. dniu strajku przyjechał na kopalnię Lech Wałęsa, który przywiózł ze sobą dziennikarzy zagranicznych, od których o wszystkim dowiedział się cały świat, więc nie wypadało już nic innego, jak zrobić tę audycję. Podpisano porozumienie, potem czekaliśmy na wyjaśnienie aż wybuchł stan wojenny. Sprawa została zamieciona pod dywan i do dzisiaj nie wiemy, kto rzucił te fiolki – opowiadał.
– Robimy i będziemy robić wiele rzeczy, żeby pamięć o Solidarności i o tych czasach, które doprowadziły do tego, że żyjemy w wolnym kraju pozostawała w nas cały czas – mówił z kolei prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński.