Spotkanie autorskie
Łukasz Orbitowski, z wykształcenia filozof, a z powołania pisarz, był 8 stycznia gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej.
Napisał kilkanaście książek. m.in. „Horror show” (2006), „Tracę ciepło” (2007) i „Szczęśliwą ziemię” (2013) oraz niezliczoną liczbę opowiadań. Za „Szczęśliwą ziemię” był nominowany do prestiżowych nagród – Paszportu Polityki oraz Literackiej Nagrody Nike. Jest laureatem Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska” 2012. Od kilku lat jest stałym felietonistą „Gazety Wyborczej”. Pisał felietony także do „Przekroju”. Jego ostatnia książka to „Zapiski Nosorożca: moja podróż po drogach, bezdrożach i legendach Afryki”. Spotkanie prowadził Bartłomiej Majzel.
Książka „Zapiski Nosorożca: moja podróż po drogach, bezdrożach i legendach Afryki” to książka przynajmniej trzech zaskoczeń. Jest wynikiem wyprawy Łukasza Orbitowskiego do Republiki Południowej Afryki. Pierwszy problem pojawia się, gdy próbujemy zdefiniować tę książkę i wskazać tematykę. Łukasz Orbitowski od lat kojarzony z literaturą grozy, literaturą fantastyczną, a tu nagle pojawia się podróż do Afryki. Drugie zaskoczenie to kwestia formy i konstrukcji książki. Książka jest zbudowana w taki sposób, że poszczególne rozdziały przeplatają się i tworzą relacje z podróży. Są więc mity, legendy Czarnego Lądu… Trzecie zaskoczenie to dość specyficzne podejście do tematu. Niespójność zamierzona, przeskakiwanie z tematu na temat, przyznawanie się do nieznajomości tematu. Czy książka posiada jakiś wspólny mianownik, który by łączył te narracyjne wątki?
Ciężkie pytanie. Bardzo trudno w naszych czasach wrócić do prostego patrzenia na świat, rejestrowania tego, co się dzieje na świecie. To trochę książka bezekranikowa. Sama konstrukcja miała czytelnikowi przybliżyć wrażenia, jaki mnie spotykały w trakcie wyprawy. Chciałem zbudować kontekst miejsca. Ciężko oddać jednak w relacji wielowymiarowość tej przestrzeni.
Czy pomysł na książkę zrodził się wcześniej, przed wyprawą?
Jechałem z najprostszym planem. Chciałem po prostu odpocząć i zobaczyć kawałek świata. Kiedy odpoczywam, to nie pracuję. Taką mam zasadę. Już w trakcie pobytu wiedziałem, że ta książeczka powstanie. Po pierwsze jednak obawiałem się, że nie dam rady tego opowiedzieć w sposób, który zadowoliłby człowieka, który kupi tę książkę. Nie mam ambicji reporterskich, bałem się porównywania z gatunkiem reportażu, że właduję się w butami w przestrzeń, w którą nie powinienem. Obawiałem się także, czy to nie jest za małe doświadczenie, poświęcać na ten temat rok wydawniczy i prosić o uwagę czytelnika.
W jednej z recenzji ktoś napisał, że Twoja książka jest baśniowa. Rzeczywiście, mam takie wrażenie, że książka przypomina taką baśniową włóczęgę przez Afrykę. Książka jest barwna, plastyczna, bardzo dobrze się ją czyta i jest pełna urokliwych olśniewających fragmentów… Z drugiej strony wielu szczegółów o Afryce nie ma. Dla kogo napisałeś tę książkę?
Ha… Mam gładką odpowiedź, że dla wszystkich ludzi inteligentnych. Napisałem ją dla ludzi, którzy interesują się światem, poszukują w literaturze czegoś odmiennego niż to, co spotyka się na księgarskich półkach. Napisałem książkę dla ludzi, którzy są już znudzeni tradycyjną literaturą podróżniczą.
Mity i legendy są częścią tej książki. Jak bardzo ingerowałeś w te opowieści? Są one często do dość krwawe… Jak one powstawały?
Nie mam na to pytanie także dobrej odpowiedzi. Siedziałem po prostu obłożony książkami i czytałem. Dokonałem selekcji, bo legend jest bardzo dużo, a niektóre z nich są do siebie bardzo podobne. Musiałem kierować się jakimś kluczem. Pięćdziesiąt procent tych opowieści dotyczyło głodu, a trzydzieści procent tematu suszy. Takiego podziału nie chciałem zastosować. Dołożyłem wszelkich starań, by jednak te opowieści wiernie oddać i poprawić je tylko pod względem językowym.
Byłeś w jednym z najbardziej niebezpiecznych rejonów świata. Czy w czasie podróży zdarzały się niebezpieczne sytuacje?
Pojechałem do Afryki z głową naładowaną lękiem przed przemocą, zwłaszcza o moją dziewczynę, bo mężczyźni jakoś sobie poradzą. Byliśmy tam jednak trzy tygodnie i nie doświadczyliśmy żadnego niebezpieczeństwa. Raz zdarzyła się taka sytuacja, że się zgubiliśmy. Utknęliśmy wśród biednych chatek, zero zasięgu, zero naturalnych źródeł światła, tylko wyłaniające się cienie na uliczkach. Przemknęło mi przez myśl, że nas zaraz… zjedzą i zakopią, ale do tego nie doszło. Wydaje mi się, że te animozje biali – czarni zostały wyciszone w ciągu kilkunastu ostatnich lat. Jedna prosta zasada, która wydaje mi się, że sprawdza się na całym świecie, jest taka, że największe szumowiny są w miastach. Wystarczy poświęcić więc pięć minut na zapoznanie się z aktualną topografią miasta, by wiedzieć, gdzie nie należy się zapuszczać.
Radość podróżowania… Czuć ją w Twojej książce. Taka niemal dziecięca radość i euforia…
Docieramy do źródeł, dla których ta książka powstała. Bo powstała ona z radości. Nie będzie chyba zaskoczeniem, jak powiem, że jestem człowiekiem niesłychanie ponurym. Jestem sakramencko ponury i smutny. Jadąc przez ten piękny kraj, otworzyłem się na radość. Zdarzyło mi się być człowiekiem radosnym, nie przez pięć minut, ale przez dwa i pół tygodnia. Już za późno dla mnie, żeby nauczyć się cieszyć życiem, ale odkryłem szczerze dziecinną i naiwną radość z podróżowania i przyrody. Zawsze mi się wydawało, że tylko brzdące i starcy uwielbiają przyrodę, ale okazało się, że mi się to też przydarzyło.
W zakończeniu książki, bardzo osobistym zresztą, przyznajesz się do niemożliwości zrozumienia czegokolwiek z tej podróży, do Afryki, siebie w Afryce. Czy po czasie zrozumiałeś więcej?
Nie zrozumiałem Afryki, być może się nie da. Ja w każdym bądź razie nie zrozumiałem. Co się we mnie zmieniło? Wydaje mi się, że to była ostatnia, młodzieńcza przygoda w moim życiu. Myślę, że będę miał jeszcze mnóstwo fajnych, cudownych, strasznych i niebezpiecznych przygód. Ale to już będą przygody dojrzałego człowieka. Myślę, że jestem w połowie życia i chciałbym jeszcze zobaczyć kawałek świata.
Czy wracasz do literatury grozy i dalej szukasz grozy w świecie, by ją opisać?
Zorientowałem się, że przestałem pisać fantastykę. Nie mam fantastycznych pomysłów. Na razie się wyczerpały. Najnowsza powieść jest oparta luźno na faktach o mordercy, który działał w Bydgoszczy w drugiej połowy lat 90. Facet siedzi zresztą do dzisiaj, zabił dwie osoby, właściwie bez powodu. Powieść ukaże się w kwietniu.