JACEK CYGAN to jedna z najważniejszych postaci polskiej muzyki rozrywkowej. Mieszka i pracuje w Warszawie, ale urodził się w sosnowieckiej dzielnicy Niwka. Do rodzinnego miasta chętnie powraca. Podczas niedawnego Sosnowiec Eska Fun Festival 2022 odbył się koncert z jego piosenkami. W mieście pojawił się mural z podobizną artysty.
Minęło wiele lat odkąd na dworcu w Sosnowcu wsiadł Pan do pociągu do Warszawy, która stała się miejscem Pana zamieszkania i pracy, ale cały czas do Sosnowca Pan powraca. Co Pana przyciąga do rodzinnego miasta?
Proszę pana, można mieszkać w wielu miejscach, w Nowym Jorku i w Paryżu, ale urodzić się można tylko w jednym. I tego się nie zmieni. Tu w sosnowieckiej Niwce się urodziłem, tu się wychowałem, ukształtowałem, stąd jestem. Koniec, kropka.
Wychowywał się Pan na górniczej Niwce, potem była nauka w II LO im. E. Plater. Jak Pan wspomina te młode sosnowieckie lata? Jak młodzi sosnowiczanie spędzali wówczas wolny czas? Czy mieli jakieś swoje ulubione miejsca?
Moja Niwka to były kopalnie Niwka i Modrzejów, Fabryka Maszyn Górniczych, a z drugiej strony wspaniała przyroda, łąki ciągnące się aż do Białej Przemszy, czyli te słynne niwy, od których pochodzi nazwa dzielnicy. Na te łąki w letnie dni wyruszali mieszkańcy z kocykiem, jajkami na twardo i butelkami kompotu zatkanymi korkiem z gazety, rozkładali się tam, opalali, grali w karty, wieczorami śpiewali przy harmonii. A my, dzieci, tam graliśmy w piłkę, a w zimie w hokeja na zamarzniętych rozlewiskach rzeki Bobrek. Przed liceum im. Emilii Plater chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 15 im. Stefana Żeromskiego w Niwce. Miałem tam cudownych nauczycieli i dzisiaj utrzymuję z tą szkołą bliskie związki. Po prostu jestem dalej uczniem z 15-stki!
Wspominał Pan w wywiadzie o koncercie Czerwonych Gitar w domu kultury na Niwce. Czy już wówczas tworzył pan pierwsze teksty?
Na koncercie Czerwonych Gitar byłem już w wieku licealnym w Domu Górnika w Sosnowcu. W ogóle nie tworzyłem wtedy żadnych tekstów, po prostu byłem przekonany, że nie potrafię. Ale podziwiałem tam Seweryna Krajewskiego, z którym potem nawiązałem współpracę i napisałem kilka piosenek.
Lista artystów, z którymi Pan współpracował, jest bardzo długa. Z tej współpracy urodziło się wiele przebojów, które na stałe weszły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej. Czy ma Pan jakąś gotową receptę na hit, czy jednak zawsze jest to niewiadoma, a o wszystkim decyduje publiczność?
Nie ma recepty na hit. Można tylko wyczuwać, że z tego trójkąta: autor, kompozytor i wokalista wykiełkuje coś dobrego, co znajdzie uznanie słuchaczy. Tak było na przykład z piosenkami „Wypijmy za błędy” czy „Jaka róża, taki cierń”. Czuliśmy z Ryszardem Rynkowskim, Edytą Geppert czy Włodzimierzem Korczem, że to jest dobre, prawdziwe, że ma szansę zapisać się w mediach i w ludziach.
Jaki ma Pan tryb pracy? Czy najpierw powstaje tekst, czy pierwsza jest muzyka, do której tworzy Pan słowa?
Kiedyś pracowało się w sposób tradycyjny, pisałem tekst i zanosiłem do kompozytora. Rozwój elektroniki spowodował, że kompozytorzy na swoich komputerach, w swoich studiach, zaczęli nagrywać kompletne wersje, tzw. Dema piosenek. Teraz głównie piszę teksty do gotowej muzyki. Ale oprócz tekstów piosenek od lat piszę wiersze, opowiadania, sztuki teatralne i libretta musicali. To wymaga tak zwanego trybu siedzącego – bierze się krzesło i siedzi osiem godzin.
Jakiej muzyki słucha Pan na co dzień?
Bardzo różnej, od autorskich ballad po klasykę, od rocka po jazz. Szczególnie lubię tak zwanych włoskich „cantoautore”, jak Paolo Conte, Fabrizio de Andre czy Lucio Dalla. Słucham też dużo muzyki francuskiej, cudownych piosenek Dalidy, Juliette Greco, dalej Yvesa Montanda, Aznavoura, Leo Ferre. No i pozostaję wierny muzyce z tzw. Krainy Łagodności – Wolna Grupa Bukowina, Ela Adamiak, Andrzej Poniedzielski, Jerzy Filar.
Ważną postacią w polskiej muzyce jest urodzony w Sosnowcu Władysław Szpilman. W jednym z wywiadów wspominał Pan, że mieliście okazję się spotkać i porozmawiać o Sosnowcu. Jak Pan wspomina to spotkanie?
Pan Władysław Szpilman powiedział: – Drogi krajanie, nic już razem nie napiszemy, ale opowiem panu o przedwojennym Sosnowcu. No i ponad godzinę snuł wspomnienia. Był to człowiek wielkiej kultury osobistej, miał taki przedwojenny urok.
Jak Pan patrzy na dzisiejszy Sosnowiec? Podoba się Panu dzisiejsze miasto?
Sosnowiec zmienia się w dobrą stronę. Wystarczy popatrzeć na inwestycje w kulturę i edukację, na nową Szkołę Muzyczną z piękną salą koncertową, odnowioną Bibliotekę Miejską, są plany rozbudowy Teatru Zagłębia. W starej „Muzie” jest piękna sala widowiskowa, gdzie od lat odbywają się moje Festiwale Piosenki Dziecięcej „Intermuza” – w przyszłym roku będzie 20. festiwal! Podoba mi się, że władze miasta stawiają na otwartość, poszanowanie wartości demokratycznych, że mówią o tym głośno.
A zna Pan sosnowiecką scenę muzyczną? Mamy kilka zespołów z różnych nurtów znanych w skali kraju. Niedawno odbył się tu pierwszy festiwal muzyki ska.
Niestety, nie znam. Trzeba to będzie nadrobić.
Podczas Dni Sosnowca słuchaliśmy Pana urodzinowego koncertu „Odnawiam dusze”. Czego życzyć Panu z okazji tych urodzin?
Tego co miastu: dobrej przyszłości, stałego rozwoju, łączenia ciężkiej pracy z uśmiechem wśród przyjaciół. I żeby wszystko było w harmonii, wtedy człowiek jest szczęśliwy!
Rozmawiał: Tomasz Szymczyk
Fot. Mariusz Binkiewicz