Miały się w naszym mieście pojawić jeszcze w czasach zaborów, ale plany pokrzyżowała I wojna światowa. Do pomysłu powrócono po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Dziewięćdziesiąt sześć lat temu – na przełomie stycznia i lutego 1928 roku mieszkańcy Sosnowca po raz pierwszy obserwowali poruszające się po mieście tramwaje.
Ze zbiorów Pawła Ptaka
Czym żył na początku 1928 roku Sosnowiec? Miasto i region, jak i cały kraj, szykowały się do wyborów do Sejmu i Senatu W kościele pw. Wniebowzięcia NMP z powodu wilgoci odpadł czterometrowy fragment polichromii, przy ul. Wapiennej odbyć się miał „bal tęczowy” z muzyką orkiestry pod dyrekcją skrzypka Szpilmana – zapewne ojca słynnego kompozytora, z kolei jeden z mieszkańców Dąbrówki Małej zameldował policji, że na dworcu skradziono mu kożuch wartości 150 złotych. Głównym przedmiotem rozmów była jedna rychle spodziewana inauguracja ruchu tramwajów. Już od kilkunastu miesięcy mieszkańcy obserwowali budowę torów. „Expres Zagłębia” już 14 stycznia odnotował na swoich łamach „pierwszy wypadek tramwajowy”. Pod jadący jako próbny z Będzina wóz wpadł sędzia Domański, na szczęście motorniczy zdążył wyhamować. „Pan Domański podniósł się o własnej sile i poszedł dalej klnąc w duszy swoją nieuwagę” – donosiła gazeta.
Wyznaczone wówczas były już przystanki: róg Piłsudskiego i 3 Maja koło firmy Siemens (koło dzisiejszych Plastrów Miodu, gdzie przystanek końcowy z mijanką znajdował się jeszcze długo po wojnie), dworzec u wylotu ul. Modrzejowskiej, róg 3 Maja i Parkowej koło cerkwi, podstacja na ul. 3 Maja, róg Orlej i Żeromskiego, zbieg Nowopogońskiej, Orlej i Będzińskiej oraz róg Będzińskiej i Rybnej. Kolejny przystanek znajdował się dopiero w Będzinie przed mostem na Przemszy. Przypomnijmy, że u naszych sąsiadów do połowy lat 70. tramwaje kursowały nie Małobądzką jak dzisiaj, a ulicami Kościuszki i Małachowskiego.
Pierwszy rozkład jazdy zakładał kursy z Sosnowca do Będzina co 15 minut między 5.30 a 20.30 i potem już rzadziej do 23.15 bez kursów nocnych. Czas przejazdu z centrum Sosnowca do – jak wówczas mówiono – remizy tramwajowej w Będzinie rozkład jazdy określał na 21 minut. Dziś spod dworca do przystanku Będzin Paryska, przy którym mieściła się stara zajezdnia, tramwaj linii nr 21 jedzie… 22 minuty przy dużo mniej kolizyjnie poprowadzonej trasie. Całą trasę podzielono na 3-kilometrowe strefy, podług których sprzedawano bilety. Za przejazd w ramach każdej z nich trzeba było zapłacić 25 ówczesnych groszy.
fot. Expres Zagłębia/Śląska Biblioteka Cyfrowa
W końcu 18 stycznia 1928 roku tramwaje ruszyły. Mieszkańcy mogli obserwować wozy typu angielskiego, które, swoją drogą, w pejzażu miasta funkcjonowały aż do lat siedemdziesiątych. Oddajmy głos reporterowi „Expresu Zagłębia”: „Po długich, zdawałoby się już beznadziejnych oczekiwaniach nareszcie ruszyły wczoraj tramwaje. Nic więc dziwnego, że ludność Sosnowca i Będzina patrzyła na kursujące wozy tramwajowe z pewnem niedowierzaniem. Rzeczywistość li to, czy tylko zjawa? Co odważniejsi jednak obywatele Zagłębia zdecydowali się skorzystać z tego doskonałego środka lokomocji i… jeździli. Jedni dla potrzeby, inni zaś, ażeby się przekonać jak też się tem jedzie. Nic dziwnego, że frekwencja od razu w pierwszym dniu była dość duża, a radość mieszkańców Zagłębia powszechna. Z przyjemnością musimy stwierdzić, że tramwaje zagłębiowskie przedstawiają się bardzo dobrze. Obsługa wozów b.grzeczna, ubrana w nowe eleganckie mundury uszyte na wzór mundurów funkcjonariuszów tramwajów śląskich. Należy również pochwalić punktualność kursowania wozów ściśle według rozkładu. Oby było tak dalej”. Tramwajem przejechał się również dziennikarz „Kuriera Zachodniego – Iskry”: „Wynik przejażdżki wypadł jaknajlepiej. Wszyscy mieli możność przekonania się o różnicy, istniejącej pomiędzy jazdą w brudnym, cuchnącym i przepełnionym autobusie, a czystym widnym i przestronnym tramwaju. Obecnie autobusy, które w ostatnich czasach stały się istną plagą znikną nareszcie z naszego terenu z braku amatorów, chcących korzystać z tych odrażających gratów.”.
Tramwaje szybko stały się elementem życia miasta. Już trzeciego dnia doszło do wypadku. Z ulicy Małachowskiego w 3 Maja wyjeżdżało policyjne auto wiozące m.in. zastępcę komendanta powiatowego Jerzego Biechońskiego (zamordowanego później w 1940 r. w Kalininie), którego kierowca nie zauważył pędzącego od strony Będzina tramwaju. Udało mu się przyspieszyć i umknąć z torów, ale nie obyło się bez rannych. Kilka dni później w rejonie cerkwi św. Mikołaja pod tramwaj wpadł pijany mężczyzna, który jednak stracił nogę. Prawie że w tym samym miejscu – koło huty Emma (to rejon dzisiejszego Ślimaka) rękę straciła mieszkanka Będzina. Oj, musieli się wówczas mieszkańcy nauczyć ostrożności w poruszaniu się po mieście.
24 stycznia z powodu zasp śnieżnych ruch tramwajów trzeba było na kilka godzin zawiesić. Nowy środek transportu szybko zaczęli też wykorzystać kieszonkowcy. Jednym z tramwajów podróżowała Bronisława Wilczyńska, nauczycielka z Mzurowa koło Niegowy, ale z tramwaju wyszła bez legitymacji urzędniczej i kwoty 150 złotych, co ogłaszała w prasie. Dziennikarze, zresztą, też to zauważali: „Wszyscy doliniarze, którzy dotychczas grasowali głównie na dworcach, w pociągach i na ul. Modrzejowskiej, zmienili swój teren operacyjny i przenieśli się do tramwajów”. Pisano też, że policjantom trudno gonić złodziei, bo nawet będąc na służbie, wsiadając do tramwaju są zobowiązani do zakupu biletów.
Ale tramwaje szybko przyjęły się w mieście. Już kilka miesięcy później otwarto kolejną linię ze Starego Sosnowca do Szopienic, ale dopiero w 1931 roku, gdy powstał obecny wiadukt pod torami kolejowymi, stolica Zagłębia Dąbrowskiego i stolica województwa śląskiego zyskały bezpośrednie połączenie tramwajowe nie wymagające przesiadek. Między 1933 a 1935 rokiem zbudowano z kolei miejską linię z Milowic do Konstantynowa. Na kolejne tramwajowe inwestycje trzeba było czekać do lat powojennych.