Rozmowa z Jackiem Cyganem, autorem tekstów piosenek, poetą, prozaikiem i scenarzystą
Już 5 listopada w sosnowieckiej „Muzie” zostanie wystawiony monodram „Sprzedawca życzeń”, który Pan napisał. Czy to spektakl o Panu? Czy Pan też, pisząc piosenki lub wiersze, sprzedaje życzenia, a może nawet i marzenia?
To ciekawe pytanie. Wie Pani, kiedy pisałem ten monodram, nie myślałem, że to może być o mnie. Wyobrażałem sobie człowieka, który swoim pisaniem chce uszczęśliwić ludzi. To jest jego pasja – układanie życzeń, toastów, epitafiów, wpisów do pamiętników, z tej pasji uczynił treść swego życia. Idzie tą drogą niezależnie od sukcesów i porażek, wierzy w sens tej misji, bo tak to trzeba nazwać. Ale kiedy to napisałem, pomyślałem: – A czy ty nie jesteś takim człowiekiem? Dlatego dzisiaj już inaczej patrzę na swego bohatera niż w momencie podjęcia tej pracy.
Co było inspiracją do napisania „Sprzedawcy życzeń”?
Spotykałem i nadal spotykam w swoim w życiu ludzi owładniętych pasją układania różnych krótkich form literackich, wierszyków, życzeń, toastów. Przychodzą do mnie po wieczorach autorskich, dzielą się ze mną swoją tajemnicą, dają prywatnie wydane lub niewydane jeszcze wiersze. Niektórzy traktują to jako zabawę, ale inni podchodzą do tej pasji śmiertelnie poważnie. A poza tym wychowałem się w kręgu ludzi, którzy lubili nagle wstać przy stole i wygłosić jakiś rymowany tekst, przy czym kiedy był to na przykład fragment „Pana Tadeusza”, wszyscy wiedzieli, o co chodzi. Ale czasami był to wiersz czy wierszyk nieznany, być może stworzony przez tę osobę. W mojej rodzinnej Niwce miałem wujka Olka, który był robotnikiem w fabryce, ale pod łóżkiem trzymał skrzypce. Był bardzo wrażliwy i pamiętam, że on czasem przy stole podczas rodzinnych spotkań wygłaszał takie „gadki”. Już w dwutysięcznych latach odnaleźliśmy rodzinę mojej żony w Wilnie. Był tam wujek Kazio, który mimo dziewięćdziesiątki na karku, z młodzieńczą pasją recytował przy stole wierszyki albo intonował piosenki. Razem z Ryszardem Rynkowskim, który brał kiedyś udział w wielkanocnym obiedzie u cioci Romci w Mejszagole pod Wilnem, zachwycaliśmy się wujkiem Kaziem. To wszystko sprawiło, że chciałem napisać o takich ludziach, niejako z cienia, którzy kochają słowo i na własny użytek lub tylko dla najbliższych chcą z tych słów ulepić jakiś kształt. Czasem jest to udane, czasem nieudane i ociera się o kicz, ale jest to ich własne, wynika z prawdziwej pasji i moim zdaniem trzeba to uszanować.
Czy dziś życzenia, które składają sobie ludzie, mają jeszcze sens? Czy faktycznie tkwi w wypowiadanym życzeniu jakaś element przepowiedni czy odrobina proroctwa?
Każdy musi to sam ocenić. Moim zdaniem pięknie jest otrzymać ciekawe, niebanalne życzenia, to pomaga żyć, rozjaśnia dzień, poprawia nastrój. A jeśli to jest jeszcze autentycznie oryginalne, wymyślone przez składającego życzenia, radość jest podwójna! Zauważmy, że w dzisiejszym zwariowanym, pędzącym na oślep świecie, ten moment złożenia sobie życzeń z okazji urodzin, imienin czy z innego powodu, jest być może naszym jedynym w ciągu roku kontaktem z tą osobą. Widać to zwłaszcza w SMS-ach, które nie giną w telefonie. Raz w roku chyba można się postarać, żeby wymyśleć coś oryginalnego, co sprawi jubilatowi prawdziwą przyjemność.
Z monodramem zmierzy się wybitny aktor Adam Ferency, zresztą reżyser tej sztuki. W jaki sposób doszło do Waszej współpracy i co z niej wyniknęło?
Adam Ferency jest jednym z ostatnich aktorów wielkiej klasy. Ilu nam jeszcze zostało? Widziałem go w ubiegłym roku w świetnym przedstawieniu w Teatrze Dramatycznym w Warszawie „Sztuka intonacji”. Tak zachwyciłem się jego rolą, że przez moją menadżerkę zdobyłem telefon i wyraziłem swoją opinię. A potem ośmieliłem się przesłać mu tekst monodramu „Sprzedawca życzeń”. Spotkał się ze mną w kawiarni „Czytelnika” i powiedział: – Wiesz, chciałbym to zagrać. A ja odpowiedziałem: – Wiesz, chciałbym, żebyś to zagrał. A potem okazało się, że sam to wyreżyseruje, co przyjąłem z radością, bo jest to aktor o ogromnym doświadczeniu i teatralnej wyobraźni. I tak powstał spektakl, który miał premierę w Teatrze IMKA w Warszawie 20 października, a 5 listopada zagości w Sosnowcu. Z satysfakcją przyjąłem wiadomość, że nasz Miejski Klub im. Jana Kiepury i Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna są organizatorami tego przedsięwzięcia. A zatem do zobaczenia na „Sprzedawcy życzeń” w Sosnowcu.
Rozmawiała: Sylwia Turzańska
Zdjęcie: Hanna Prus