Rozmowa z ALEKSANDREM BLITKIEM, aktorem Teatru Zagłębia
Jesteśmy po premierze spektaklu „Środula. Krajobraz Mausa”. Czy pan, jako rodowity sosnowiczanin i mieszkaniec Środuli, znał wcześniej historię getta na Środuli?
Nie. Mieszkałem i mieszkam na ul. Bohaterów Getta, więc jedynie z racji nazwy ulicy, gdzie mój dziadek wybudował dom, w którym mieszkam do tej pory, wiedziałem jedynie, że w tym miejscu było getto. O tym jednak na Środuli nigdy się nie mówiło. Niedaleko mojego domu, na placu Braci Kożuchów, znajduje się pomnik upamiętniający likwidację getta z napisem „Pamięci Żydów polskich pomordowanych przez hitlerowców w latach II wojny światowej na terenie getta w Sosnowcu -Środuli”. Dopiero podczas pracy nad spektaklem „Mausa”, czyli stosunkowo niedawno, zacząłem odkrywać tę moją Środulę, jej mroczną odsłonę. Pierwszym punktem spektaklu był spacer z przewodnikiem po terenie dawnego getta, potem spacer z moją mamą, gdzie próbowaliśmy znaleźć ruiny budynku, w którym się urodziła. Dało mi to wiele do myślenia i wtedy tak naprawdę zacząłem odkrywać historię tego miejsca.
Rodzice, nauczyciele w szkole, mieszkańcy nie mówili o historii tego miejsca…
Nikt nic o tym nie mówił. Była to historia owiana tajemnicą. Dla nas dzieciaków dawne miejsce getta to miejsce naszych zabaw, które kojarzyło nam się głównie z beztroskim dzieciństwem. W tym miejscu nie było blokowiska jak teraz, ale łąki i pastwiska. Pamiętam pasące się kozy i nas, dzieciaki, które podczas wakacji rozbijały na tych łąkach namioty i spały pod gwiazdami. Z tych czasów mam same piękne wspomnienia.
A potem do Teatru Zagłebia przyjechała, pochodząca także ze Środuli Iga Gańczarczyk, dramaturżka spektaklu i wszystko się zmieniło…
Pojawiła się Iga, moja koleżanka z przedszkola i trochę namieszała. Nie widzieliśmy się ponad 25 lat. To był niesamowity zbieg okoliczności. Nasze losy trochę się splatały, w czasach licealnych byliśmy razem w studium aktorskim Doroty Pomykały. Jej przyjazd uruchomił lawinę zdarzeń. Zaczęliśmy odkrywać i wchodzić razem w tę historię. W jej przypadku tym impulsem była lektura komiksu „Maus. Opowieść ocalałego” Arta Spiegelmana, która doprowadziła ją do Sosnowca, do Środuli, gdzie na stronach komiksu przeczytała o tym, co się wydarzyło. Dla niej było to też takie osobiste rozliczenie z tym miejscem, ponieważ Iga wyjechała z Sosnowca już wiele lat temu.
Jak wyglądała praca nad spektaklem?
Razem z realizatorami zaczęliśmy od spaceru na Środulę z Tomaszem Grząślewiczem, autorem „Przewodnika po żydowskim dziedzictwie Sosnowca”, który przybliżył nam historię powstania i likwidacji getta. Przeszliśmy cały obszar dawnego getta wzdłuż i wszerz. Mieliśmy także spotkanie z dendrologiem i geologiem, a potem rozpoczęła się żmudna praca, odkrywanie faktów, szukanie świadectw, dokumentów, prawdziwy research. Do tego burza mózgów, pojawiających się pomysłów i historii. Spektakl, który powstał, ma charakter dokumentu. Obejmuje między innymi wspomnienia i świadectwa osób, którym udało się przeżyć getto na Środuli i zeznania statystów, którzy pracowali przy realizacji filmu „Mur”. W trakcie pracy nad spektaklem nawiązałem kontakt z byłą sosnowiczanką, dziś mieszkanką Szwecji, która obecnie ma 98 lat i przebywała w getcie kilka miesięcy. Była świadkiem tamtych wydarzeń i podzieliła się ze mną swoimi wspomnieniami.
Premiera sztuki uruchomiła lawinę wspomnień osób, które przeżyły getto…
To prawda. Kontaktują się z nami osoby, które przetrwały ten koszmar. Jedna z ocalałych, która mieszka w Izraelu, spisuje swoje wspomnienia i pracuje nad książką na ten temat. Na szczęście, osoby, którym udało się przeżyć, chcą podzielić się tymi historiami, by nie zaginęła pamięć o tym, co tu się wydarzyło. Bardzo często w tych wspomnieniach pojawiają się nie tylko tragiczne obrazy mordów na Żydach i niespotykanego okrucieństwa, ale przede wszystkim heroiczna walka o codzienne przetrwanie i ocalenie życia. Po premierze spektaklu, w organizowanym przez teatr spacerze po Środuli wzięło udział ponad 150 osób.
Jak dziś patrzy pan na miejsce swojego pochodzenia, w sytuacji, kiedy okazało się, że sielska i bezpieczna dla Pana Środula z dzieciństwa okazała się także miejscem zbrodni i nieludzkich cierpień?
Nie ukrywam, że na początku przeżyłem głęboki wstrząs. Ciężko było pogodzić mój dotychczasowy obraz Środuli z obrazami wydarzeń, które tu miały miejsce. Wchodziłem do domu i zastanawiałem się, z jakich kamieni rozbiórkowych mój dziadek w latach sześćdziesiątych zbudował nasz dom i czego one były świadkiem. Szybko też zrozumiałem, że jeśli będę dalej myślał w taki sposób, to zwariuję. Oswoiłem się z tą wiedzą. Choć na początku, moja pierwsza myśl była taka, że zburzę ten dom i ucieknę. Ale gdzie ja ucieknę? Kocham tę Środulę i nigdzie się stąd nie wybieram. Teraz zamierzamy ocalić tożsamość tego miejsca oraz uchronić pamięć o Żydach i getcie od zapomnienia.
Rozmawiała: Sylwia Turzańska
fot. arc Aleksander Blitek