W mojej pracy bardzo cenię sobie kontakt z osobami, które przychodzą do nas, do Centrum Informacji Miejskiej po to, aby porozmawiać o tym, jak to onegdaj w naszym mieście bywało. Niekiedy zdarza się, że w efekcie takich rozmów na światło dzienne wypływają nowe ciekawostki historyczne.
Jakiś czas temu do CIM-u zawitał pan Marek Wdowski, który przyniósł z sobą kilka unikatowych dokumentów i fotografii dotyczących przedwojennej działalności zawodowej swego ojca Mieczysława – absolwenta Państwowej Średniej Szkoły Technicznej Kolejowej w Sosnowcu. Pośród nich znalazły się zdjęcia z prac wyburzeniowych jakiegoś tajemniczego komina. Właściciel zdjęć podał cenną wskazówkę, że najprawdopodobniej mają one związek z kopalnią „Sosnowiec”. Zdjęcia zostały zrobione we wrześniu 1926 roku, czyli w czasach, gdy kopalnia nosiła nazwę „Hrabia Renard”. Początkowo przypuszczaliśmy, że mamy do czynienia z dokumentacją rozbiórki komina jednej z okolicznych cegielni. Wersja ta została jednak wykluczona dzięki wirtualnemu włączeniu się do dyskusji panów Andrzeja Siejeńskiego i Leszka Maszczyka. Dzięki ich pomocy uniknąłem kilku nieprzespanych nocy, podczas których próbowałbym za wszelką cenę rozwiązać zagadkę – jako zwykłem czynić w podobnych przypadkach.
Drobiazgowo przeprowadzone śledztwo wykazało, że komin należał do kotłowni znajdującej się w sąsiedztwie szybu „Wilhelmina”. Szyb został zbudowany w 1876 roku jako główny szyb wydobywczy nowopowstałej kopalni węglowej „Ludwik”. Jego głębokość wynosiła 85 m, zaś nazwę swą zapożyczył od ukochanej żony hrabiego Jana Renarda – aktorki scen wiedeńskich Wilhelminy Ebel. Co ciekawe, na mapach dziewiętnastowiecznych pojawia się on właśnie pod nazwą „Gräfin Wilhelmine” (Hrabina Wilhelmina). Budowę kopalni „Ludwik” przyjmuje się również za początek kopalni „Hrabia Renard” (później „Sosnowiec”). W roku 1945 szyb „Wilhelmina” przemianowano na „Ludwik” i pod tym mianem przetrwał do roku 1975, kiedy to został zasypany.
Zapewne w okolicach 1876 roku musiała powstać interesująca nas kotłownia, obsługująca m.in. maszynę wyciągową „Wilhelminy”. Para z tej kotłowni poruszała tłoki dwóch maszyn parowych o mocy 150 KM każda. Z czasem jednak napędy parowe zaczęto zastępować elektrycznością. W północnej części kopalni powstała nowoczesna elektrownia. Dzisiaj jej smutne pozostałości są wkomponowane w bryłę nieukończonego hotelu przy ulicy Narutowicza. Kotłownia przy „Wilhelminie” przestała być potrzebna, a skoro ona to również i komin stracił rację bytu. Pozostały już tylko te unikatowe zdjęcia, które przenoszą nas na „Renarda”, do września 1926 roku.
Tekst i zdjęcia: Artur Ptasiński
Centrum Informacji Miejskiej
Podczas pisania artykułu nieocenioną pomocą dla mnie była książka Stefana Wiesława Bieleckiego – Kopalnia „Sosnowiec” z 2017 roku.