Zapraszam Czytelników na spacer poprzez miejsca tyleż mało znane, co niezwykle urocze, miejsca, gdzie historia przeplata się z przyrodą.
Naszą wyprawę zaczynamy w okolicy, gdzie dosłownie roi się od najstarszych sosnowieckich zabytków. W pobliżu znajdziemy najstarszy w Sosnowcu kościół, najstarszą plebanię, najstarszy dwór, najstarszy pałac i najstarszy park. Wszystkim tym wspaniałym miejscom należałoby poświęcić kilka odrębnych artykułów, co już wcześniej uczyniłem. Teksty na temat gródka rycerskiego i wczesnośredniowiecznej hutniczej osady produkcyjnej, na temat pałacyku i parku Mieroszewskich, kościoła św. Joachima, kaplicy AK, „starożytnej kolumny”, dworku Wrzosków, legendarnej karczmy na Ostrężu, pomnika Nieznanego Żołnierza, „baraniego cmentarza” oraz modraszków z Dębnika znajdziecie państwo na stronie www.kuriermiejski.com.pl w zakładce Spacerownik.
Spacer zaczynamy w Zagórzu przy ulicy ks. Popiełuszki, w miejscu w którym ma początek ulica Kamienna. Wkraczamy w jej przestrzeń. Po lewej stronie widnieje kapliczka, która nosi w sobie wspomnienie „starożytnej kolumny”. Była ona zjawiskiem na tyle osobliwym, że znalazła się w wydanym w 1939 roku „Przewodniku po Zagłębiu Dąbrowskim”. Tuż za kapliczką w górę odchodzi droga okrążająca „barani cmentarz” i biegnąca w kierunku „ludzkiego” cmentarza na Zuzannie. Na samym początku, po lewej stronie tejże drogi, znajdował się niegdyś szpitalik – przytułek, w którym starzy i schorowani mieszkańcy Zagórza mogli liczyć na opiekę i wsparcie. Po prawej stronie widzimy budynek plebanii z 1850 roku oraz organistówkę z początku XX wieku. Idziemy dalej.
W kierunku północnym otwiera się wspaniały widok na Dolinę Potoku Zagórskiego, Józefów i Dąbrowę Górniczą. Stromo opadający stok pokrywają dawne pola uprawne – obecnie zarastające łąki. Nieco dalej, pomiędzy drzewami leniwie sączy swe wody Potok Zagórski. Na jednej z łąk znajduje się stanowisko chronionego kosaćca syberyjskiego, rosną tam również krwiściągi lekarskie, pośród których pląsają motyle modraszki. Wolontariusze z grupy inicjatywnej Pakosznica od kilkunastu lat, rok do roku koszą łąkę – po to, by kosaćce mogły przetrwać w zmieniającym się środowisku. Czynią to przy pomocy archaicznych ręcznych kos. W ten sposób podtrzymują tradycje pokoleń żyjących tutaj zagórskich gospodarzy.
Niegdyś wzdłuż drogi ciągnęły się domy pracowników dworu zagórskiego. Były one usytuowane równolegle do ulicy i nieco od niej odsunięte. Towarzyszyły im kamienne stodoły – do naszych czasów zachowała się tylko jedna. Z pewnością do dawnych dworskich domów możemy zaliczyć budynek pod numerem 6 – co do pozostałych nie mam pewności. Jako budulca często używano kamienia wapiennego pozyskanego na Kamionce, ku której zmierzamy. Wracając do stodół, to wedle zasłyszanych opowieści jedna z nich podczas epidemii miała być wykorzystywana jako kostnica. Ponoć nawet po jej wyburzeniu w miejscu, w którym stała, dochodziło do zdarzeń, które określamy dzisiaj jako paranormalne. Zostawmy jednak zbłąkane dusze w spokoju i udajmy się w dalszą drogę. Zanim nastąpiła era asfaltu, ulicę Kamienną częściowo utwardzały wychodzące na powierzchnię bloki kamienne. Przed wiekami wiódł tędy jeden z wariantów prastarego szlaku handlowego z Rusi i Małopolski, przez Kraków, Krzeszowice, Długoszyn i Będzin na Śląsk i dalej do zachodniej Europy. Przy tymże trakcie miała znajdować się legendarna karczma na Gaci. Spieszę z wyjaśnieniem, że Gacią zwano najniżej położony fragment Kamiennej – Przez Gać przepływał Potok Zagórski, który tworzył trudne do sforsowania mokradła. Pokonanie ich było możliwe dzięki gaceniu, czyli wyłożeniu grząskiego szlaku przy pomocy gałęzi. Z czasem Gać użyczyła nazwy całej ulicy – nieco awansem, niesłusznie. Istnieje również przekaz, wedle którego nazwa wzięła się od prowokacyjnie suszącej się w plenerze świeżo wypranej bielizny.
Stromizna, którą podążamy, nabiera rozmachu. Niegdyś takie niemal górskie ukształtowanie terenu było wykorzystywane przez najmłodszych mieszkańców okolicy. Ależ cudowne i dzikie sanny się tutaj odbywały! Wystarczyło wskoczyć na sanki w okolicach organistówki i można było pognać bez opamiętania przez całą długość Kamiennej, minąć Józefów i zatrzymać się dopiero gdzieś na dzisiejszej ulicy Sokolskiej. Dodatkowo dla uatrakcyjnienia jazdy chłopaki polewali dolną część drogi wodą. Jeżeli dodamy do tego działanie mrozu, to otrzymamy efekt, który czynił z niewinnej zabawy iście diabelskie figle. Pośród dziecięcych wspomnień zachowały się także fantastyczne kuligi, które organizował pan Kwoka. Zaprzęgał on do sanek swego konia Aktora i obwoził rozbawioną dzieciarnię po całej okolicy. Zapewne większa to musiała być frajda niźli dzisiejsze wycieczki do parków rozrywki.
Przy Kamiennej, w okolicy budynku nr 6a, przez pewien czas po drugiej wojnie światowej funkcjonowało miejsce, które możemy nazwać lokalną strefą integracji obywatelskiej. Były to tzw. Kloki. Enklawa ta powstała na skutek wycięcia kasztanowców rosnących wzdłuż ulicy. Z pozyskanych w ten sposób kloców urządzono miejsca do siedzenia. Potem ktoś przyniósł akordeon, ktoś zagrał na gitarze, nad Doliną Potoku Zagórskiego popłynęła muzyka i śpiew.
Kloków już dawno nie ma, ale do naszych czasów zachował się stary kasztanowiec – niegdyś jeden z wielu, a obecnie jeden z ostatnich strażników. W nieco nostalgicznym nastroju kontynuujemy naszą wędrówkę. Dochodzimy do kapliczki słupowej, która przycupnęła po lewej stronie uliczki. Tutaj się zatrzymujemy. Niebawem powrócimy, by kontynuować nasz spacer.
Tekst i zdjęcia: Artur Ptasiński
Centrum Informacji Miejskiej, tel. 32 265 60 04
Składam najserdeczniejsze podziękowania paniom Annie Kruczek i Ewie Izdebskiej za podzielenie się wspomnieniami oraz informacjami o ulicy Kamiennej.