Spotkanie autorskie ze Zbigniewem Białasem
Pisarz Zbigniew Białas, literaturoznawca, profesor Uniwersytetu Śląskiego, a przede wszystkim autor znakomitych książek, czyli „Korzeńca”, „Pudru i pyłu”, których akcja rozgrywa się w Sosnowcu, w ostatni czwartek października gościł w Miejskiej Bibliotece Publicznej.
Opowiadał o swojej najnowszej powieści, zatytułowanej „Tal”, opartej na kanwie prawdziwej historii, która w latach 30. ubiegłego wieku wstrząsnęła najpierw Pogonią, następnie Sosnowcem, a potem całą Polską. Zbrodnia nigdy nie została rozwiązana, choć nie wiadomo, czy zbrodnia w ogóle została popełniona. Spotkanie prowadził badacz literatury, prof. Krzysztof Kłosiński.
Początek jest zawsze bardzo trudny, bo wszyscy się znakomicie znamy. Znamy książki pana profesora… Jednak moje zaskoczenie jest ogromne. To tak jakby kompozytor, który komponował dotąd łagodnie i miał mile brzmiący zespół, zrobił coś „harde core”. Wszystko się nagle zmieniło. Barwa, tonacja. Zacznijmy od pytania, dlaczego?
Są dwie opcje. Albo ja się zrobiłem bardziej ponury albo czasy zrobiły bardziej ponure… Ja bym optował za tym, że czasy zrobiły się bardziej ponure. Zacząłem pisać o Sosnowcu przed pierwszą wojną światowa i czasy były takie secesyjno-młododopolskie. Z kolei po wojnie światowej był taki rzut optymizmu. W latach 30. już nie było radości z odzyskania niepodległości. Jak przeglądało się gazety, to widać dwie rzeczy. Po pierwsze, że czasy się robiły brunatno-ponure, a drugi szok, który doznałem, to przekonanie, że w końcu lat 30. media zajmowały się tym samym, czym zajmują się dzisiaj. Jeśli się przejrzy prasę z lat 33 – 39, to wyłaniają się dokładnie te same podziały, kłótnie, które dzisiaj są także widoczne. Czasy były bardziej ponure, dlatego moja najnowsza książka jest mroczniejsza. Druga rzecz, która różni tę książkę od poprzednich, to absolutny brak tolerancji w społeczeństwie. W przypadku Grzeszolskiego mnie nie interesuje, czy on ostatecznie zabił czy nie zabił. Za nim ruszyła wprawdzie cała Pogoń, która wydała na nim wyrok, chociaż nie było nawet jednego dowodu, że tej zbrodni dokonał. Styl książki jest także chyba inny. Bo jest taki szczekano-gazetowo-radiowy, z późnych lat 30., a nie młodopolski.
Ty właściwie nie piszesz kryminałów. Są to historie, które mają w osnowie wątek, nazwijmy to umownie kryminalny, ale tak naprawdę nie pytasz, kto zabił. Możemy chyba powiedzieć tym, którzy nie czytali książki, że się tego nie dowiedzą… Ta reguła, że na końcu dowiadujemy się, kto zabił, została złamana.
Nie możemy się dowiedzieć, czy zabił, bo nie wiadomo w ogóle, czy ktoś zabił…
Przedstawmy może fakty podstawowe. Jesteśmy w Sosnowcu, w Pogoni, na ul. Rybnej. Oto mamy do czynienia z kimś, kogo nazywamy inżynierem. On, co prawda inżynierem nie jest, ale uzdolnionym chemikiem, który pełni dość ważną administracyjną rolę w pobliskich zakładach. Jest ceniony przez pracowników i nagle w wygodnym domu, ludzie zaczynają umierać. Najpierw umiera żona i to od razu w pierwszym rozdziale.
Bo ja lubię w pierwszym rozdziale kogoś zabić…
Potem są kolejne ofiary. Po małżonce umierają Jerzy i Lucyna, czyli dzieci. A potem zaczyna chorować służąca Maria.
Dzieci umierają w przeciągu miesiąca, a Maria nie umiera, jest hospitalizowana i ma takie same objawy jak dzieci. Badania wykazują, że w jej organizmie, podobnie jak w organizmie dzieci, znajduje się tal.
Potem narasta opinia publiczna, która wydała już wyrok, iż mamy do czynienia z trucicielem. Rozpoczynają się procesy i zapadają radykalnie inne wyroki. Ten sosnowiecki wydaje karę śmierci, który ze względu na amnestię zostaje zamieniony na dożywocie, a ten warszawski całkowicie uniewinni Grzeszolskiego. Sąd Najwyższy uchyla wyrok, więc w mocy pozostaje wyrok pierwszej instancji.
A to dopiero początek tej tragedii..
Ja tu widzę szereg dziwnych romansów…
Ale jakich romansów? Ten romans podstawowy, rzekomo z powodu którego Grzeszolski miał zabić żonę, z Pelagią Staciwińską? Ona miała nawet miała zaświadczenie od lekarza, że jest dziewicą. Zostało przedstawione w trakcie procesu.
Później się jednak Grzeszolski z nią się ożenił… To jakaś przedziwna całkiem historia, absolutny koszmar. Był nią zafascynowany, ale cała ta historia zaczyna się od głupstwa, od prośby o dokonanie przekładu na język francuski. Grzeszolski poprosił swoją sekretarkę, siostrę Pelagii, która miała dokonać tłumaczenia, ale potem ona przyznaje się, że przekład zrobiła siostra. Ten pragnie zatem jej zapłacić, ale ona nie chce przyjąć pieniędzy, wiec Grzeszolski musi odwdzięczyć się za tę przysługę. Ostatecznie kupuje jej zestaw do… manikiur. Ciągnie się ni to romans, nie romans. Przychodzi potem pod szkołę, gdzie uczy się Pelagia, ale z tego nic nie wynika.
Nic nie wynika w sensie fizycznym, ale cała rodzina żony Grzeszolskiego rozpoczyna swoją intrygę.
Nad całą powieścią unosi się bowiem klan… Bugajów.
Choć to prawdziwy strach mówić o Bugajach. Są to właściciele domu, w którym mieszka Grzeszolski i jego rodzina, obok posiadają własny dom, są teściami Grzeszolskiego i jest jeszcze ich córka, pani Kuczalska, z którą Grzeszolski… ma romans.
I ona właśnie zajmuje miejsce swoje zmarłej siostry i tak właściwie wszystkim kręci.
Czytelnicy, którzy piszą do mnie maile, sugerują, że to właśnie Kuczalska zabiła, choć ja jej nigdy nie oskarżam. Adwokat fatycznie w sądzie apelacyjnym prowadzi taką linię obrony, że to właśnie Kuczalska, z zazdrości zabiła…
Historia jest prawdziwa. Mamy do czynienia z samymi faktami, są nazwiska, adresy. Jest dokładny zapis faktów. Dla mnie najciekawsze jest to, że ci ludzie się nierozpoznawalni, jakby spowici mgłą. Bardzo skąpo narysowane są namiętności, może z wyjątkiem samej pani Kuczalskiej. To jest nierozpoznawalny świat. Choć na pozór wszystko wiemy, to tak naprawdę nie wiemy nic.
Jeśli chodzi o te twarde fakty, dane, to je wszystkie zawdzięczam jednej osobie, której teraz chciałem publicznie podziękować. To pan Janusz Szalecki, któremu serdecznie dziękuję. Pan mnie uchronił od wszelkich możliwych błędów, których bym popełnił mnóstwo, gdyby nie Pana wiedza, dobre serce i chęć pomocy. To dobry duch tej powieści o złych ludziach. Faktycznie, słusznie powiedziałeś o tej mgle, za którą stoją bohaterowie. Mi się wydaje, iż jest podwójna warstwa mgły. Jedna przesłania bohaterów, a za drugą mgłą pozostaje cała ta sytuacja, w której oni się znajdują. Zza jednej mgły wyłaniają się realia lat 30., a zza drugiej mgły bohaterowie z absurdalnymi problemami, które sami spowodowali. Nie jesteśmy jednak w stanie zrozumieć żadnej przestrzeni, ani za pierwszą mgłą, ani za drugą.
Proces jest absolutnie poszlakowy. Nie ma najmniejszego dowodu, związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy talem odkrytym w organizmie dwojga dzieci i służącej, która przeżyła i wskazaniem przyczyn, dla których ktoś miałby tę zbrodnię popełnić. Być może jest to historia o tym, jak z osoby niewinnej uczyniono kozła ofiarnego. Grzeszolski się do tej historii doskonale nadaje. Bo wywołuje w całym otoczeniu nienawiść, bo mu się po prostu udaje. Jest człowiekiem sukcesu, potwornie ciężko wypracowanego. Dostajemy taką przypowieść, że nikt nie jest niewinny, że każdy może stać się winny…
Nie ma powodu, dla którego te wszystkie dramaty mają się rozegrać. Rodzina jest bardzo dobrze sytuowana, mieszka w komfortowych warunkach, członkowie rodziny troszczą się o siebie.
Pojawia się wątek równoległy szczurów i rozkładania trutki…
Czytelnik może sobie jednak pomyśleć, że skoro ten tal i trutka na szczury wszędzie leżała rozłożona, to tym bardziej nie ma powodu, by oskarżać ojca. Każdy mógł to zrobić. W ciałach dzieci i służącej znaleziono szczątki talu, ale to nie musi oznaczać, że ktoś świadomie ich otruł. To mógł być przypadek. Rozwiązanie tej historii może być różne.
W 2011 r. był „Korzeniec”, w 2013 „Puder i pył”, a w 2015 „Tal”. Co będzie w 2017 r.?
Rutka Laskiel. Jej historia. Przegląda się tysiąc historii, wycinków, ale wybiera się tylko jedną, która przemawia i którą trzeba napisać. Zagłębie nie ma historii o Holocuaście z perspektywy mikrohistorii. To przejmująca historia i nieprawdopodobnie interesująca, ale ona wymaga epickiego opowiedzenia. Tą iskrą było to, że dom Rutki zostanie zburzony i musi go zastąpić inny element. Rutka zasługuje na tę opowieść, jak i Zagłębie, w którym brak powieści wojennej.
Spisała: Sylwia Kosman
Kto zabił i czy faktycznie zabił?
Tajemnicze i tragiczne wydarzenia, związane z domem Pawła Grzeszolskiego, rodziną i nim samym, wywołały sensację, którą w latach 30. żyło nie tylko całe Zagłębie, ale i bez mała cała Polska. Tragiczna śmierć członków rodziny stała się jedną z najgłośniejszych spraw karnych II Rzeczypospolitej. Nagle w styczniu 1933 r. umarła żona pana inżyniera, Anna, matka dwójki dzieci. Po jej śmierci Paweł Grzeszolski samotnie zajął się ich wychowaniem. Pomagały mu w tym siostra zmarłej – pani Kuczalska – oraz służąca, panna Maria Cabajówna. Kiedy życie zaczęło wracać na dawne tory, Paweł Grzeszolski, zaczął być widywany na ulicach Sosnowca w towarzystwie pięknej i ponad dwadzieścia lat młodszej od siebie panny Pelagii Staciwińskiej, uczennicy seminarium nauczycielskiego. Ta relacja miała nie spotkać się z akceptacją i przychylnością, zarówno dzieci, jak i pani Kuczalskiej, która zamierzała stać się panią Grzeszolską i miała uwieść własnego szwagra. W grudniu 1933 r. dzieci pana Grzeszolskiego, Lucynka i Jurek, niespodziewanie zasłabli i zaczęły chorować. Rozchorowała się także służąca. Stan dzieci pogarszał się z tygodnia na tydzień, a w końcu w niewyjaśnionych okolicznościach najpierw zmarł syn, a następnie córka. Służąca Maria, wystraszona, porzuciła posadę i wyjechała do swej rodziny na wieś. Seria zagadkowych i niewyjaśnionych śmieci, plotek i cichych oskarżeń, które zaczęły przybierać na sile, doprowadziły do tego, że w końcu władze przeprowadziły ekshumację ciał rodzeństwa. Okazało się, że dzieci zostały otrute, a w ich organizmie odkryto śmiertelne dawki talu. Znacznie mniejsze dawki tej trucizny stwierdzono także w organizmie służącej Marii. Nie udało się potwierdzić obecności talu w zwłokach matki dzieci. Paweł Grzeszolski został aresztowany i oskarżony o zamordowanie swych dzieci oraz o próbę otrucia służącej. Rozpoczął się sensacyjny proces, którym żyła wówczas cała Polska, a sędziowie wydali dwa przeciwstawne wyroki.
Najpierw skazany na śmierć, a potem uniewinniony, Paweł Grzeszolski ożenił się z młodziutką Pelagią Staciwińską. Miał to zrobić po to, by ochronić jej dobre imię i obronić przed zarzutami, że to ona była przyczyną otrucia rodziny. Nie był to jednak koniec dramatu. Jednak zakończenia tej historii nie zdradzimy…