Godne zakończenie pięknej przygody
Piłkarze Zagłębia nie zagrają w finale Pucharu Polski. Sosnowiczanie nie dali rady ograć mistrza Polski, ale swojej postawy w dwumeczu z Lechem Poznań nie muszą się wstydzić.
Zespół Artura Derbina po porażce 0:1 w pierwszym meczu, w rewanżu przed własną publicznością, zremisował 1:1. Taki wynik sprawił, że 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie zmierzą się Legia oraz Lech.
Na taki mecz w Sosnowcu kibice czekali 38 lat. Tak wysoko w rozgrywkach Pucharu Polski Zagłębie było ostatni raz w 1978 roku, sięgając zresztą wówczas po to trofeum. Po porażce 0:1 w Poznaniu nasza drużyna nie stała na straconej pozycji, choć humory w obozie sosnowiczan nie były najlepsze. Po przegranej w pierwszym meczu półfinałowym PP Zagłębiacy przegrali trzy z rzędu ligowe mecze i mają już tylko iluzoryczne szanse na awans do ekstraklasy. W Poznaniu Zagłębie nie tylko przegrało, ale straciło także swojego lidera i kapitana po tym, jak na początku meczu Sebastian Dudek złamał rękę. Jak wiele znaczy ten piłkarz dla naszej drużyny, pokazały ligowe mecze, które pod nieobecność pomocnika zakończyły się porażkami.
Dudek w rewanżu z Lechem wystąpił i gra Zagłębia wyglądała o niebo lepiej niż w ostatnim ligowym meczu z Miedzią Legnica, przegranym na Ludowym 0:1. Gospodarze od początku zaatakowali i już w 7 minucie bliski szczęścia był Michał Fidziukiewicz. Jego strzał był niecelny, ale warto zwrócić uwagę, że zanim oddał strzał, przekładając piłkę z nogi na nogę, ta odbiła się od ręki defensora Lecha, ale gwizdek sędziego milczał. Lech także miał swoje okazje, a najbliżej szczęścia był Duńczyk w barwach Lecha Nicki Bille Nielsen, ale piłka po jego zagraniu trafiła w słupek. Do przerwy 0:0.
W drugiej połowie nasz zespół postawił wszystko na jedną kartę. Zagłębie przycisnęło, Lech cofnął się do defensywy, ale efektu bramkowego nie było. Próbował Fidziukiewicz, z ostrego kąta mierzył Żarko Udovicic. Bez skutku. Lech przeczekał napór i zadał cios, po którym Zagłębie już nie mogło się podnieść, gdyż aby myśleć o finale, musiałoby strzelić trzy bramki. Bułgar Dimitar Wezałow zbyt łatwo dał się ograć Maciejowi Gajosowi i Wojciech Fabisiak musiał sięgać do siatki. Zespół Artura Derbina walczył do końca i w 82 minucie akcja rezerwowych dała bramkę, którą zdobył Adrian Paluchowski. Podającym w tej sytuacji był Robert Bartczak. Na więcej Zagłębia już nie było stać, ale za godne pożegnanie z Pucharem sosnowiczanie zasłużyli na brawa.
– Chciałbym pogratulować i podziękować naszym chłopakom za tą piękną przygodę w Pucharze. Począwszy od Ursusa Warszawa, przez Wisłę Puławy, Górnik Zabrze, Wdę Świecie, Cracovię i Lecha. Każdy z tych meczów miał swoją dramaturgię i historię i z każdego z nich możemy być dumni. Wreszcie zagraliśmy na miarę oczekiwań. Niestety, w tym roku finał nie jest dla nas. Mam nadzieję, że za rok również awansujemy przynajmniej do półfinału. Jeszcze jeden pozytyw: strzeliliśmy bramkę Lechowi, który do tej pory w pucharze jej nie stracił. Mam wrażenie, że wychodzimy już na prostą. Chciałbym podziękować naszym kibicom za wspaniały doping i poprosić o taki sam w meczach ligowych, bo wierzymy, że przed nami jeszcze fajna przygoda w lidze – mówił po meczu trener Zagłębia Artur Derbin.
Teraz pozostaje mieć nadzieję, że pucharowy bój podniesie morale zespołu w meczach ligowych. Bo przecież nadzieja umiera ostatnia, a awans do ekstraklasy, choć prawie jest już nieosiągalny, to jednak dopóki piłka w grze…
Foto: Wojciech Rejdych/www.zaglebie.eu